Ukraiński minister ds. ekologii Igor Szewczenko wezwał misję OBWE w Donbasie, by natychmiast zmierzyła poziom radioaktywności w północno-zachodniej części Doniecka. W tym rejonie, na terenach należących do miejscowego kombinatu chemicznego, znajduje się składowisko odpadów radioaktywnych założone jeszcze w 1958 roku.
16 czerwca z nieznanych przyczyn doszło do gigantycznej eksplozji na terenie kombinatu. Według niepotwierdzonych informacji zamachu na jego terenie mogli dokonać ukraińscy partyzanci z grupy Cienie. W zakładach bowiem cały czas produkowane są materiały wybuchowe na potrzeby separatystów i składowane duże ilości pocisków artyleryjskich. Pożar na terenie kombinatu trwał jeszcze w sobotę, nie wiadomo, czy już go ugaszono.
Ukraińscy wojskowi chcą się upewnić, że eksplozja nie naruszyła składowiska.
– Nasze wojska nie kontrolują tego terenu, a separatyści nie mają specjalistów, którzy potrafiliby się nim zająć. Nie jestem nawet pewna, czy oni wiedzą, co się tam znajduje i jaką groźbę dla miasta stanowi prowadzenie walk na tym terenie – powiedziała „Rz" Tatiana Tymoczko z Ukraińskiej Ligi Ekologicznej. – Wszyscy fachowcy musieli stamtąd uciekać.
Kilkaset metrów od składowiska znajdują się pozycje ukraińskich oddziałów w wiosce Piski (na zachodnim krańcu donieckiego lotniska). Cały czas jest to miejsce starć z separatystami, a od początku czerwca Rosjanie atakują i ostrzeliwują ukraińskie pozycje przez całą dobę.