Wojna wraca do Turcji

Seria ataków terrorystycznych jest ceną, jaką płaci prezydent Erdogan za zmianę polityki wobec Kurdów.

Aktualizacja: 12.08.2015 07:09 Publikacja: 11.08.2015 21:00

Po ostatnich atakach terrorystycznych widok specjalnych jednostek policji na ulicach Stambułu jest r

Po ostatnich atakach terrorystycznych widok specjalnych jednostek policji na ulicach Stambułu jest rzeczą normalną

Foto: AFP, Ozan Kose

Nawet w okresie największego natężenia wojny pomiędzy państwem tureckim a Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) w latach 90. ubiegłego stulecia takich dni jak ubiegły poniedziałek praktycznie nie było.

Jednego dnia doszło do sześciu zamachów terrorystycznych, w tym dwu w Stambule. Celem jednego z nich był amerykański konsulat w tym mieście, przekształcony od dawna w twierdzę. Amerykańskim dyplomatom nic się nie stało, ale w innych zamachach zginęło sześć osób, w tym kilku tureckich policjantów.

Ząb za ząb

Były to akcje odwetowe nie tylko kurdyjskich, ale i lewackich terrorystów za bombardowania obozów PKK w północnym Iraku. Trwają już prawie trzy tygodnie i pochłonęły życie co najmniej 390 kurdyjskich bojowników. Po pomysłach pokojowego uregulowania problemu z Kurdami nie ma już w Ankarze śladu. Taka była idea ówczesnego premiera, a obecnego prezydenta Recepa Erdogana, który doszedł do przekonania, że wyniszczająca wojna z Kurdami nie tylko jest nie do wygrania, ale też komplikuje sytuację w walce z Państwem Islamskim, dżihadystami kontrolującymi sporą część granicy turecko-syryjskiej.

Tak było do 20 lipca, kiedy dżihadyści z Państwa Islamskiego dokonali samobójczego zamachu w miejscowości Suruc, 10 kilometrów od granicy z Syrią. Zginęły wówczas 32 osoby. Dwa dni później terroryści PKK zamordowali dwóch tureckich policjantów, oskarżając ich o współpracę z Państwem Islamskim. Po kolejnych dwóch dniach tureckie lotnictwo zaatakowało pozycje PKK w północnym Iraku. Od tego czasu to PKK, a nie dżihadyści, jest głównym celem tureckiego lotnictwa.

Zmiana kursu polityki wobec PKK widoczna była już przez wyborami parlamentarnymi w czerwcu tego roku. Rządząca Turcją od 13 lat Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) liczyła, że w ten sposób zdobędzie głosy tureckich nacjonalistów i zachowa absolutną większość w parlamencie.

Tak się jednak nie stało i z wynikiem 40,9 proc. AKP skazana została na utworzenie rządu koalicyjnego. – Przedwyborcze rachuby AKP okazały się całkowicie nietrafione – przypomina „Rz" prof. Ilter Turan, politolog z Uniwersytetu Bilgi w Stambule. Konsekwencją jest nowy rozdział wojny z PKK.

Swoistym paradoksem obecnej sytuacji jest to, że w czerwcowych wyborach do parlamentu dostała się po raz pierwszy Kurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), zdobywając 13 proc. głosów. Jej szef Selahattin Demirtas nie szczędzi w ostatnim czasie słów krytyki pod adresem PKK i jej działalności terrorystycznej, domagając się, aby „zdjęła w końcu palec ze spustu". Demirtas ma nadzieję, że takie słowa umożliwią jego partii utrzymanie obecnego elektoratu w możliwych wyborach w listopadzie tego roku.

Baza w Incirlik

Rzecz w tym, że nie wiadomo, jak zakończą się rozpoczęte dopiero co negocjacje koalicyjne rządzącej AKP z Partią Ludowo-Republikańską (CHP), najsilniejszą po AKP. Nieprzekraczalny termin ich zakończenia upływa 23 sierpnia. Brak uzgodnienia oznacza nowe wybory.

Jest to scenariusz tym bardziej prawdopodobny, że zgodnie z ostatnimi sondażami AKP może obecnie liczyć na 44,9 proc. głosów. Gwarantowałoby to swego rodzaju powrót do przeszłości i absolutną większość w parlamencie. Partia kurdyjska HDP miałaby także szanse na przekroczenie niezwykle wysokiego, 10-proc. progu wyborczego.

O tym, jak rozwinie się sytuacja, zadecyduje jednoosobowo prezydent Erdogan. Premier Ahmet Davutoglu, formalny szef AKP, nie ma nic do gadania ani w sprawie rozmów koalicyjnych, ani też w sprawie polityki wobec Kurdów.

– Niewykluczone, że dojdzie jednak do utworzenia rządu koalicyjnego, który zaprzestanie ataków lotniczych na PKK pod wpływem USA i państw Unii Europejskiej – mówi prof. Turan. Amerykanie nie rozumieją, dlaczego tureckie lotnictwo atakuje Kurdów walczących z Państwem Islamskim, nawet jeżeli PKK ma status organizacji terrorystycznej.

Rozumie to prezydent Erdogan, który uniknął otwartej krytyki Waszyngtonu obietnicami większego zaangażowania Turcji w walce z Państwem Islamskim. Do bazy w Incirlik przybyło już także 16 amerykańskich F-16, które mają stamtąd kilkanaście minut lotu na cele dżihadystów w Syrii i Iraku.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1174