W najbliższy poniedziałek, 14 września, ministrowie spraw wewnętrznych UE będą dyskutować nad planem rozlokowania w sumie 160 tys. uchodźców zgromadzonych na terenie Włoch, Grecji i Węgier, pochodzących z Syrii, Iraku i Erytrei. Komisja Europejska zaproponowała obowiązkowe kwoty, w których na Polskę przypadłoby 12 tys. osób. Większość państw UE zgadza się przyjąć przypisane im kwoty, pozytywne komentarze napływają nawet z krajów, które wcześniej kontestowały ten pomysł.
– Nie będziemy się uchylać od solidarności – powiedziała premier Łotwy Laimdota Straujuma. Również Litwa gotowa jest przyjąć przypisane jej 1100 osób. – To optymalna liczba uchodźców, którą jesteśmy w stanie zintegrować – powiedziała prezydent Dalia Grybauskaite. Na „nie" są ciągle kraje Grupy Wyszehradzkiej, które najostrzej sprzeciwiały się pomysłowi wspólnej polityki azylowej.
– Kwoty są irracjonalne i niczego nie rozwiążą. Nie zgadzajmy się na dyktat Niemiec i Francji – stwierdził słowacki premier Robert Fico. Podobnie zareagował premier Czech Bohuslav Sobotka. Ale więcej sojuszników nie widać.
– Węgry dołączyły do grupy krajów, którym Bruksela chce ulżyć. To zmienia ich podejście do kwot – uważa Kris Pollet, ekspert z organizacji European Council on Refugees and Exiles (ECRE). Nawet gdyby jednak Grupa Wyszehradzka zachowała jedność, nie będzie w stanie zablokować propozycji Komisji Europejskiej. Ta bowiem odwołuje się do artykułu unijnego traktatu przewidującego głosowanie większościowe. Cztery państwa naszego regionu nie są w stanie zbudować mniejszości blokującej.
A sojuszników nie widać, bo z oporu wobec kwot zrezygnowała sceptyczna wcześniej Hiszpania. Niechętna wobec przyjmowania uchodźców jest jeszcze Dania, która próbuje nawet zatrzymywać ruch na granicy z Niemcami. Ale jej propozycja Brukseli nie dotyczy, bo Dania, podobnie jak Irlandia i Wielka Brytania, ma traktatowy wyjątek od wspólnej polityki migracyjnej.