Panicznej wyprzedaży więc nie było, a notowania hiszpańskich obligacji niewiele się zmieniły. W przypadku papierów dziesięcioletnich wynosiły w poniedziałek ok. 2 proc., co jest uznawane za stosunkowo niski i bezpieczny poziom.
Dlaczego rynek hiszpańskiego długu zareagował tak spokojnie? – Pozytywna reakcja rynku obligacji prawdopodobnie odzwierciedla fakt, że o ile proniepodległościowe partie zyskały większość w parlamencie, o tyle zdobyły nieco mniej niż 50 proc. całości głosów. Tak więc w tym quasi-referendum niepodległościowym, jak chciał przedstawiać te wybory premier Katalonii Artur Mas, nieznacznie zwyciężyła opcja „nie" – wskazuje Johnathan Loynes, główny europejski ekonomista firmy badawczej Capital Economics. Jego zdaniem spokój na rynku hiszpańskich obligacji może być krótkotrwały, gdyż sytuacja wokół Katalonii będzie się komplikowała.
Katalonia może się stać problemem dla strefy euro. Hiszpański rząd ostrzega, że ewentualna secesja będzie oznaczała wyjście Katalonii zarówno z UE, jak i z eurolandu.
Wcześniej Bank Hiszpanii zapowiadał, że w przypadku ogłoszenia przez Katalonię niepodległości wprowadzi w tym regionie kontrolę przepływu kapitału, czyli podobnie ostre regulacje (ograniczające m.in. transfery bankowe i wypłaty pieniędzy z bankomatów), jakie wprowadzono w Grecji kilka miesięcy temu, gdy krajowi groziło wyjście ze strefy euro. Hiszpański establishment straszy więc Katalończyków, że jeśli wybiorą niepodległość, czeka ich gospodarczy chaos i konieczność wprowadzenia własnej waluty.
Takie nakręcanie spirali strachu może jednak zaszkodzić hiszpańskim aktywom i nastrojom na rynkach w całej strefie euro. – Wygrana sił proniepodległościowych zwiększa ryzyko polityczne w strefie euro, pokazując, że kluczowy region może się oderwać od Hiszpanii, a także zwiększa prawdopodobieństwo kolejnego referendum niepodległościowego w Szkocji w ciągu 18 miesięcy – twierdzi Mike van Dulken, analityk Accendo Markets.
Katalońscy separatyści uważają, że ich region wpłaca za dużo euro do federalnej kasy hiszpańskiej. Obowiązujący w Hiszpanii system rozliczeń finansowych pomiędzy 17 regionami a centrum, przewiduje, że bogatsze prowincje wspierają te regiony, którym gorzej się powodzi.