Brexit w rękach parlamentu

Wyrok Sądu Najwyższego może oznaczać, że rozwód z Brukselą będzie o wiele łagodniejszy, niż chciał rząd.

Aktualizacja: 25.01.2017 06:29 Publikacja: 24.01.2017 18:21

Mimo presji mediów sędziowie potwierdzili, że to parlament jest suwerenem – powiedziała Gina Miller.

Mimo presji mediów sędziowie potwierdzili, że to parlament jest suwerenem – powiedziała Gina Miller. To ona złożyła pozew przeciwko rządowi Jej Królewskiej Mości

Foto: AFP

Theresa May już od pewnego czasu liczyła się z porażką, ale nie sądziła, że rozkład głosów będzie dla niej aż tak niekorzystny. Tylko trzech z jedenastu sędziów zgodziło się ze stanowiskiem premier, że na podstawie „prerogatywy królewskiej" rząd może samodzielnie przeprowadzić Brexit po czerwcowym referendum w tej sprawie. Pozostałych ośmiu członków Sądu Najwyższego kierowało się zupełnie inną logiką, która zgodnie z wielowiekową brytyjską tradycją za suwerena uważa parlament.

– Paragraf drugi aktu z 1972 o przystąpieniu do Wspólnot Europejskich uznaje, że za każdym razem, kiedy instytucje UE przyjmują nowe prawo, to prawo zostaje włączone do ustawodawstwa Wielkiej Brytanii. W ten sposób akt z 1972 r. tworzy z prawa europejskiego niezależne źródło prawa w Wielkiej Brytanii, o ile parlament nie zdecyduje inaczej. Stąd kiedy Wielka Brytania wypowie traktaty europejskie, jedno ze źródeł prawa brytyjskiego zostanie zlikwidowane. Więcej, niektóre przywileje, z których korzystają dziś obywatele brytyjscy, zostaną zmienione. Dlatego rząd brytyjski nie może uruchomić art. 50 traktatu o UE (który rozpoczyna proces Brexitu – red.) bez zgody na to parlamentu – tłumaczył lord Neuberger of Abbotsbury, prezes Sądu Najwyższego.

Pozew przeciwko brytyjskim władzom złożyła Gina Miller, z zawodu finansista.

– Nawet student pierwszego roku prawa wie, że podstawową zasadą naszej demokracji jest uznanie parlamentu za suwerena. Powinniśmy być wdzięczni sędziom, że mimo ogromnej presji większości mediów tę zasadę podtrzymali – powiedziała wyraźnie wzruszona zaraz po ogłoszeniu wyroku.

Theresa May liczy jednak, że wyrok nie tylko nie zablokuje Brexitu, ale nawet nie opóźni rozpoczęcia negocjacji w Brukseli. Te miały się zacząć zaraz po formalnej notyfikacji przez Londyn wyjścia z Unii pod koniec marca. Aby przeforsować zgodę Izby Gmin jeszcze przed lutową przerwą, rząd chce więc przedłożyć ustawę składającą się tylko z jednego zdania. Jeśli zostałaby gładko przyjęta, w marcu zatwierdzeniem Brexitu mogłaby się zająć Izba Lordów. Ale ten plan może nie wypalić.

W liczącej 650 osób izbie niższej parlamentu w Westminster torysi mają niewielką większość. Do tej pory tylko jeden z nich, Kenneth Clarke, oświadczył, że będzie głosował przeciwko Brexitowi. To jedna z najbardziej znanych postaci w brytyjskiej polityce, wielokrotny minister od czasów Margaret Thatcher.

– Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii może doprowadzić do bałkanizacji Europy. Zachęci populistów na kontynencie, aby uzyskać w Unii te same przywileje co Londyn. Najbardziej ucieszy się z tego Władimir Putin – ostrzegał kilka miesięcy temu Clarke w rozmowie z „Rz".

Ale wynik głosowania jest przesądzony, bo także zdecydowana większość 230 deputowanych Labour będzie głosowała za wyjściem z Unii. – Nie będziemy blokowali Brexitu, skoro chce tego większość Brytyjczyków – zapowiedział Jeremy Corbyn, przywódca Labour.

W tej sytuacji głosy deputowanych Szkockiej Partii Narodowej (SNP) i Liberalnych Demokratów, a także garstki rebeliantów w Labour, nie zmienią wyniku głosowania. Już w grudniu parlament zatwierdził zresztą rządowe kalendarium wyjścia kraju z Unii.

Ale zarówno laburzyści i szkoccy nacjonaliści, jak i część torysów chce wykorzystać niespodziewany wyrok Sądu Najwyższego, aby odzyskać wpływ na proces negocjacji z Brukselą.

– Przez 40 lat na Westminster nie interesowano się integracją europejską. Teraz deputowani zaczynają się przebudzać, Europa zaczyna ich interesować – mówi „Rz" Agata Gostyńska-Jakubowska, ekspertka londyńskiego Centre for European Reform (CER).

O ile zatwierdzenia jednozdaniowej ustawy powinno być szybkie, o tyle debata nad dokumentem, który szczegółowo określa warunki rozwodu z Brukselą, potrwałaby znacznie dłużej. Zagrożony byłby więcej kalendarz forsowany przez May. I to tym bardziej że także wynik głosowania w Izbie Lordów nie jest przesądzony: tu torysi mają mniejszość z uwagi na dużą liczbę członków niezrzeszonych.

Jeśli parlament uzyska wpływ na negocjacje z Brukselą, to po to, aby zapewnić, że współpracą z Unią będzie tak bliska, jak tylko się da.

– Nie zgodzimy się, aby rząd przekształcił Wielką Brytanię w rodzaj raju podatkowego u wybrzeży Europy, bez ochrony socjalnej i praw chroniących środowisko – zapowiada Corbyn.

May już obiecała, że podda porozumienie uzgodnione z Unią pod głosowanie parlamentu. Ale lider laburzystów chce znacznie więcej. Jego zdaniem parlament powinien uzyskać prawo do kontrolowania na bieżąco przebiegu negocjacji i zatwierdzania ich kolejnych etapów.

– Rodzi się tez pomysł wymuszenia na rządzie białej księgi, w której szczegółowo wyłoży plan negocjacji z Brukselą. May tego nie chce, tłumacząc, że to sprzeczne z taktyką rokowań – mówi Agata Gostyńska-Jakubiak.

Dopisania aż 50 warunków Brexitu do uchwały parlamentu domaga się SNP. W czerwcu Szkoci przytłaczającą większością głosów odrzucili wyjście z Unii. Ale Sąd Najwyższy uznał, że rozwód z Brukselą nie zależy od decyzji parlamentu w Edynburgu, na co bardzo liczyli szkoccy nacjonaliści.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: jedrzej.bielecki@rp.pl

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176