– Nie można uwieczniać pamięci katów. Nie możemy jednocześnie sławić ofiary i ich morderców – powiedział szef wydziału kontaktów zewnętrznych Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, metropolita Iłłarion. Chwalił w ten sposób Inguszy, którzy w swojej północnokaukaskiej republice zakazali wszelkich form gloryfikowania Stalina.
Jednak w samej Cerkwi bardzo wielu duchownych (oraz wiernych) nadal idealizuje byłego przywódcę ZSRR. Częściowo dlatego, że sami biskupi nie mogą się zdecydować, czy osądzać Stalina.
Jeszcze w 2011 roku duchowni patriarchatu odprawili nabożeństwo żałobne za ofiary terroru stalinowskiego. Jednak prowadzący je o. Wsiewołod Czaplin nawet w cerkwi mówił o „rzeczywistych zasługach" radzieckich przywódców, choć jednak „nie mogą one usprawiedliwiać tego, co zrobili. A ręce mają po łokcie we krwi". Mimo to obecnie Patriarchat Moskwy sprzeciwił się usunięciu ciała Lenina z mauzoleum, i zburzenia samego budynku – czego niejednokrotnie domagał się wcześniej.
– Nie możemy mówić o problemie pochowania (Lenina), dopóki nie zakończy się kampania dekomunizacji i desowietyzacji w republikach postradzieckich – wyjaśniał w zeszłym tygodniu urzędnik patriarchatu Aleksandr Szczipkow. – Widzimy, że dekomunizacja wykorzystywana jest przez naszych najbliższych sąsiadów do celów derusyfikacji. Czyż możemy lać wodę na ten ideologiczny młyn? – pytał, powołując się na przykład Ukrainy.
Jednak pozostająca poza jurysdykcją moskiewskiego patriarchatu zagraniczna Rosyjska Cerkiew Prawosławna cały czas zdecydowanie domaga się „wyniesienia Lenina na cmentarz". A korzystając z zaczynającej się kampanii przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi, politycy partii Żyrinowskiego zażądali tego samego.