Chodzi o unijną Agencję ds. Leków (EMA) i Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA). To dwie z 34 agencji, których zadaniem jest wspieranie unijnych instytucji w realizacji różnych polityk. Akurat te dwie są wyjątkowo ważne. EBA ma stosunkowo niewielki staż, powstała w 2011 roku w reakcji na kryzys finansowy i ma dbać o stabilność systemu bankowego w UE. Dla Brytyjczyków pozyskanie EBA było szczególnie ważne, bo się obawiali, że zdominowana przez strefę euro UE będzie mniej czuła na interesy banków z krajów nieposługujących się wspólną walutą. EBA zatrudnia 150 osób. Ale prawdziwym skarbem, jest EMA, czyli agencja ds. leków. Zatrudnia blisko 900 osób, co sprawia, że jest jedną z największych unijnych agencji. Co roku z jej powodu do Londynu przyjeżdża 36 tysięcy osób. To naukowcy, eksperci narodowi, urzędnicy, przedstawiciele przemysłu farmaceutycznego, czyli wszyscy, którzy mają coś do powiedzenia w biznesie lekowym. Bo EMA ma ogromną władzę: dopuszcza na unijny rynek wszystkie leki dla ludzi i dla zwierząt.
Polska nie jest faworytem
Nic dziwnego, że utworzyła się już długa kolejka chętnych do przejęcia tych instytucji. Ich goszczenie to prestiż, ale też wymierne korzyści ekonomiczne, w postaci zatrudnionych pracowników i ich rodzin, przyjeżdżających regularnie interesantów, a także korzyści naukowe, np. z kooperacji EMA z lokalnymi ośrodkami akademickimi. Wśród chętnych do agencji jest kilkanaście państw, w tym Polska, ale kilka z nich prowadzi bardzo silny lobbing i ma mocne karty. Jeśli chodzi o EBA największe szanse mają Paryż i Frankfurt. W stolicy Francji jest już ESMA, czyli unijna agencja nadzoru nad rynkami kapitałowymi, logiczne więc byłoby ulokowanie tam agencji bankowej. Z kolei Frankfurt ma u siebie EIOPA, czyli agencję nadzoru nad ubezpieczycielami i pracowniczymi funduszami emerytalnymi, oraz Europejski Bank Centralny wraz z nowym mechanizmem nadzoru bankowego.
Do EMA poważnie przymierza się około 20 krajów, ale na krótkiej liście faworytów wymienia się Irlandię, Holandię, Danię, Niemcy, Hiszpanię, Szwecję i Włochy. Ważne jest istnienie gotowej infrastruktury, bo agencja nie będzie budowana od zera.
Musi być od razu dobrze zlokalizowana duża siedziba, mieszkania dla urzędników i ich rodzin, międzynarodowa szkoła, dobre połączenia transportowe, dobra baza hotelowa i wysoki poziom życia. Wystarczająco atrakcyjny, żeby specjaliści, których skusił kosmopolityczny Londyn, nie odeszli z agencji. Argumentem będą także silne tradycje przemysłu farmaceutycznego czy istniejące ośrodki badawcze.
Teoretycznie nowe unijne agencje powinny być lokowane w tych nowych państwach UE, które jeszcze takich instytucji nie mają. To jednak nie są nowe agencje, ale nowa lokalizacja dla już istniejących. Ponadto trudno sobie wyobrazić, żeby którakolwiek z tych wysoko wyspecjalizowanych instytucji mogła się znaleźć w Bułgarii, Rumunii, Słowacji, Chorwacji czy na Cyprze. W tym wypadku decyzja nie może mieć wyłącznie charakteru politycznego.
W UE działają 34 agencje, ale ich znaczenie jest bardzo różne. Te kluczowe dla biznesu, związane z dużym lobbingiem, kontaktami naukowymi i wieloma interesantami, to – poza EMA – np. ulokowana w Helsinkach agencja ds. substancji chemicznych, mająca siedzibę w Parmie agencja ds. żywności, czy kopenhaska agencja ds. środowiska.