Podejrzani o wielkie oszustwa na rynku Forex

To miały być atrakcyjne inwestycje na rynku Forex. Jednak zamiast obiecanych zysków są oszukani - 326 osób straciło łącznie ponad 15 mln zł. Śledczy zatrzymali kilkanaście osób stojących za procederem.

Aktualizacja: 14.02.2018 06:25 Publikacja: 14.02.2018 06:05

Podejrzani o wielkie oszustwa na rynku Forex

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak

Od klientów przyjmowano pieniądze tytułem inwestycji w instrumenty finansowe, kruszce oraz waluty na rynku Forex. Jednak według prokuratury i policji było to działanie nastawione na oszustwo, za którym stała zorganizowana grupa przestępcza.

W styczniu 2017 r. wpadł Eyal P. – obywatel Izraela, a w miniony poniedziałek 13 kolejnych osób związanych z działalnością firmy o nazwie ALPHA FINEX LTD i spółek z nią powiązanych. Grono zatrzymanych jest międzynarodowe – jest w nim m.in. Reuven H. - także Izraelczyk, mający również obywatelstwo Rumunii, a ponadto Dor L. (podał obywatelstwo Izraela), urodzony w Gruzji Agiti K., oraz Ibrahim E. z Rosji. Pozostali - to Polacy.

- Podejrzanym przedstawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu popełnianie przestępstw na rynku finansowym, prowadzenia działalności maklerskiej w zakresie obrotu instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia, oraz oszustw na szkodę 326 pokrzywdzonych na łączną kwotę ponad 15 mln zł - mówi „Rzeczpospolitej” Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Wielowątkowe śledztwo, które prowadzi warszawska Prokuratura wraz z Komendą Stołeczną Policji dotyczy szajki, która przez ponad dwa lata (od stycznia 2014 r. do lipca 2016 r.) miała naciągać klientów na duże pieniądze. Grupa prowadziła działalność w zakresie obrotu instrumentami finansowymi na platformach inwestycyjnych, polegającą na zawieraniu transakcji na instrumentach finansowych CFD i innych, w tym na rynku Forex, a także miała dopuścić się szeregu oszustw na szkodę inwestorów. Członkowie grupy - jak twierdzą śledczy - działali w ramach spółki ALPHA FINEX LTD oraz szeregu innych firm z nią związanych.

Mechanizm był następujący. Osoby podające się za przedstawicieli tej spółki telefonowały do potencjalnych klientów namawiając ich do inwestowania w akcje na giełdzie, w waluty na rynku Forex oraz kruszce. Kusili gwarancją wysokich zysków, brakiem możliwości poniesienia strat, lub też małym ryzykiem, a nieraz bonusem finansowym o równowartości dokonanej wpłaty. Klientów zapewniano, że w każdym czasie mogą wycofać zainwestowane środki i zakończyć współpracę.

- Po wpłacie pieniędzy na rachunek bankowy spółki, którym dysponował Eyal P., klient był instruowany telefonicznie przez pracownika spółki w zakresie założenia konta inwestycyjnego, po czym otrzymywał login i hasło do platformy inwestycyjnej Meta Trader 4, na której mógł dokonywać transakcji oraz śledzić stan zainwestowanych środków – wyjaśnia prok. Łapczyński.
Klientowi przydzielano także opiekuna inwestycyjnego, zapewniając, że jest to profesjonalista w zakresie obrotu na rynku finansowym. Opiekun telefonował i informował w co klient ma inwestować, doradzał jakich ma dokonać transakcji, a których unikać.

Z relacji pokrzywdzonych wynika, że początkowo działając samodzielnie lub pod dyktando opiekunów osiągali niewielki zysk. - Wszyscy jednak bez wyjątku potwierdzili, że z czasem, porady opiekunów i transakcje przez nich doradzane przynosiły wyłącznie straty – zaznacza Łukasz Łapczyński.

Wtedy osoby będące „opiekunami” stawały się nieuchwytne – nie odbierały telefonów i nie odpowiadały na maile, a jeśli ponownie się kontaktowały po pewnym czasie to po to, by pod pretekstem odrobienia strat nakłonić klienta do kolejnych, zazwyczaj dużo wyższych wpłat. Niektórzy ulegali presji doradców i wpłacali kolejne sumy, zaciągając nawet pożyczki w bankach bądź zadłużając się u rodziny.

- Wpłaty klientów wahały się od 1 tys. zł do nawet ponad 600 tys. zł. - zaznacza prok. Łapczyński.

Przed klientami roztaczano miraż przyszłego bogactwa, ale wbrew zapewnieniom, inwestycje przyniosły straty. W dodatku wszystko było wielką fikcją.

- Wszystkie inwestycje nie odbywały się na prawdziwym rynku inwestycyjnym, a klient inwestował nie na giełdzie, tylko na prywatnym serwerze. Natomiast rachunek inwestycyjny, który klient widział na monitorze swojego komputera przedstawiał wartości wirtualne, łącznie z opłatami oraz zyskami – tłumaczy prok. Łukasz Łapczyński, podkreślając, że to najdobitniej świadczy o oszukańczym charakterze przedsięwzięcia.

Właścicielem oraz przedstawicielem ALPHA FINEX LTD, z którą powiązane były kolejne działające m.in. na terenie Polski spółki i świadczące na jej rzecz usługi pośrednictwa, był Eyal P. Jak twierdzą śledczy podejrzanym o udział w procederze chodziło o pozyskanie jak największej liczby klientów, którzy zainwestują maksymalne kwoty, oraz prowadzenie działalności na zasadzie „market maker”, gdzie poniesiona przez klienta strata na inwestycjach oznacza zysk dla prowadzącego brokera, zaś zysk odnoszony przez klienta stratę dla brokera.

Zarówno główna spółka, jak i pozostałe z nią powiązane nie miały zezwoleń Komisji Nadzoru Finansowego na działalność maklerską. A osoby, które podawały się za „wysokiej klasy specjalistów” od inwestycji giełdowych, w rzeczywistości nie posiadały wymaganych kwalifikacji, wiedzy ani potrzebnych zezwoleń. Z reguły – jak ustalili policjanci i prokuratorzy - posługiwały się tylko tzw. pseudonimami marketingowymi, by uniknąć ewentualnej identyfikacji.

„Naganiacze” zarabiali pokaźne sumy. Średnie zarobki osób, które kontaktowały się z klientami wynosiły ok. 1800 zł, ale były powiększane o premie, uzależnione od dokonywanych przez inwestorów wpłat. - Niektórzy pracownicy z tytułu skutecznej „sprzedaży” osiągali miesięczne dochody rzędu 15 tys. zł. Ponadto z tytułu jednorazowych premii, stanowiących od 3-7 proc. wpłaty klienta, byli w stanie uzyskać 20-30 tys. zł – mówi nam prok. Łukasz Łapczyński.

Pieniądze klientów zamiast na inwestycje były wykorzystywane przez osoby reprezentujące spółki m.in. wynagrodzenia pracowników i na prywatne cele, w tym na działalność biznesową i rozrywkową.
Jak wynika z informacji „Rzeczpospolitej” dzięki opiniom biegłych śledczy ustalili, że do zarządzania relacji z klientami wykorzystywano serwery, zlokalizowane poza Polską, m.in. na terenie Izraela, oraz najprawdopodobniej USA.

To Rauven H. - jak ustalili prokuratorzy - był upoważniony do dysponowania kilkoma rachunkami spółek objętych śledztwem, na które trafiały środki pochodzące z wpłat klientów.

Miesięczny limit darmowych artykułów został wyczerpany

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl!

Teraz 4 zł za tydzień dostępu do rp.pl!

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Czytaj bez ograniczeń artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Społeczeństwo
„Rzecz w tym”: Zmiana definicji gwałtu wszędzie rodziła obawy, ale nigdzie się one nie sprawdziły
Społeczeństwo
Rolnik otruł 7,5 miliona pszczół. Jest wyrok sądu
Społeczeństwo
Poznań: W szpitalu wykryto przypadki zakażenia bakterią New Delhi
Społeczeństwo
Miesięczne dziecko zmarło na koklusz. Matka nie zaszczepiła się, gdy była w ciąży
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Społeczeństwo
IPN likwiduje sowiecki pomnik. Prezes z problematyczną ochroną