Biuro spisu ludności sygnalizowało wiosną, że w związku z pandemią, która od marca paraliżuje życie w Stanach Zjednoczonych, będzie potrzebowało więcej czasu na policzenie mieszkańców. W kwietniu przedstawiciele Departamentu Handlu, który nadzoruje przeprowadzany co dziesięć lat spis, prosili o przesunięcie terminu, do którego wyniki mają być przedstawione w Kongresie, na koniec kwietnia 2021 roku. Jednak administracja Donalda Trumpa naciskała, aby spis został zakończony przed 31 grudnia – konstytucyjnie wyznaczonym terminem.
Żeby zdążyć przed końcem roku, biuro spisu zakończy zbieranie danych cztery tygodnie wcześniej – pod koniec września – podał dyrektor Steven Dillingham, twierdząc, że zatrudni więcej ankieterów i nagrodzi tych, którzy pracują ponad normę, by mogli dotrzeć do każdego domostwa. Krytycy obawiają się jednak, że nie wszyscy zostaną policzeni, szczególnie społeczności biedniejsze, kolorowe i etniczne. – Szybsze zakończenie liczenia mieszkańców doprowadzi do poważnego uszczerbku na dokładności w wielu rejonach kraju – ostrzegało czterech byłych dyrektorów Biura Spisu Ludności, którzy zasugerowali też utworzenie niezależnej komisji, która oszacowałaby wiarygodność danych.
Niedokładny spis ludności to z kolei poważny problem polityczny, społeczny i ekonomiczny, bo od liczby mieszkańców w danym rejonie zależą m.in. fundusze federalne na szkoły, programy społeczne, infrastrukturę, a także granice dystryktów kongresowych oraz liczba kongresmanów z danego stanu.
Donald Trump chce otrzymać wyniki spisu przed końcem roku, żeby przed przesłaniem ich do Kongresu móc usunąć z nich liczbę nieudokumentowanych imigrantów – dane te też ma mu dostarczyć biuro. Wcześniej prezydent naciskał, aby w ankiecie znalazło się pytanie dotyczące obywatelstwa respondentów, ale pomysł ten został odrzucony przez Sąd Najwyższy. Donald Trump dąży do tego, aby mapy legislacyjne, które opierają się na danych ze spisu, oraz liczba miejsc w Kongresie były wyznaczone z wykluczeniem nieudokumentowanych mieszkańców. Zdaniem ekspertów to bezprawne, bo konstytucja określa, że spisem ludności powinni zostać objęci wszyscy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, a nie tylko obywatele.
Jak zauważają eksperci, na niedokładnym spisie skorzystają w kolejnych wyborach republikanie. Po pierwsze dlatego, że społeczności biedniejsze, kolorowe i etniczne, które jeszcze nie zostały dokładnie policzone, to elektorat demokratyczny. Po drugie, spis, który nie uwzględnia imigrantów, oznacza, że np. Kalifornia, gdzie społeczność ta jest bardzo liczna, straci dwóch przedstawicieli w Izbie Reprezentantów, Teksas zyska dwa miejsca w Kongresie zamiast trzech, a stan New Jersey straci jednego kongresmana.