Sprawa wybuchła, gdy w 2014 r. historyczka Catherine Corless odkryła, że choć rejestry z ostatnich kilkudziesięciu lat domów dla samotnych matek w hrabstwie Galway odnotowały 796 zgonów dzieci, pamięć tylko jednego z nich została uhonorowana nagrobkiem na tutejszych cmentarzach. Okazało się, że ciała wielu pozostałych wrzucano do dawnego, przyklasztornego zbiornika na ścieki.
To dało impuls do znacznie szerszych badań, tym razem z inicjatywy państwa. Po sześciu latach ich owocem jest druzgocący raport o warunkach życia w minionym wieku w domach dla samotnych matek, prowadzonych najczęściej przez siostry zakonne. W tych, które były przedmiotem analizy, schronienie znalazło 56 tys. kobiet z 57 tys. dzieci. W tej grupie aż 9 tys. dzieci zmarło. Taka śmiertelność (15 proc.) była o wiele wyższa niż wśród dzieci wychowanych w małżeństwach.
– Taki układ nie został nam narzucony przez jakąkolwiek obcą potęgę. Sami jako społeczeństwo sobie to zafundowaliśmy. Traktowaliśmy kobiety bardzo źle. Traktowaliśmy dzieci bardzo źle – uznał szef rządu.
Autorzy raportu przyznają, że teoretycznie samotna kobieta w ciąży nie miała obowiązku trafić do domów prowadzonych przez Kościół. W praktyce jednak porzucona przez ojca dziecka i własną rodzinę, bez możliwości samodzielnego zdobycia środków na życie, nie miała w ówczesnym, konserwatywnym irlandzkim społeczeństwie wyboru. W 1967 r. aż 97 proc. samotnych matek mieszkało więc we wspomnianych domach opieki – to był rekord świata.
– Brakowało takiej zupełnie podstawowej, ludzkiej życzliwości – oświadczył premier.