Inteligent w czasach mitu miłości

Nie można pochopnie się zgodzić, aby mianem inteligenta „zaszczycano” wyłącznie wyznawców jednej, tej liberalno-lewicowej, opcji. Mózg potrzebuje dwóch półkul – pisze działacz polonijny

Publikacja: 26.08.2008 03:51

Red

Ubiegłoroczne wybory były sukcesem, delikatnie mówiąc, mitu. Polegał on na tym, że obiecano społeczeństwu pewne przemiany bez wskazania sposobów ich realizacji. Postąpiono, niestety, zupełnie tak samo jak przez lata całe postępowała inna władza – i społeczeństwo znowu dało się na to namówić.

Można by sądzić, że Polacy szybko się z mitu otrząsną, bo mit to nie rzeczywistość. Jednak, niestety, nie musi tak być. Mit Aleksandra Kwaśniewskiego trwał ponad dziesięć lat. Jeżeli mit PO, a dokładniej – mit tego, co proponuje ona społeczeństwu – miałby trwać tylko lat pięć, to i tak wystarczyłoby to do wygrania przez nią wyborów prezydenckich i parlamentarnych, a po drodze i paru innych.

Inteligencja nie może przyjąć za pewnik, że byłoby to rozwiązanie optymalne. W razie utrwalenia się mitu kształt państwa mógłby zostać bardzo dookreślony w jednym kierunku. Pewnie nastąpiłyby przemiany – ale być może nie te, które obiecano. Społeczeństwo mogłoby utracić swoje państwo, mogłoby przestać się z nim pozytywnie identyfikować – choć już dzisiaj i tak czuje niespecjalnie mocne związki.

Elementem życia publicznego jest dyskusja o kształcie państwa i wartościach go konstytuujących prowadzona w różnych celach, spośród których jednym może być cel wyborczy. Pożądany kształt państwa osiąga się przecież przez wybór osób, o których mamy przekonanie, iż chcą one i potrafią, wyniesione do władzy, dążyć do jego realizacji. Poszczególne grupy społeczne, w tym inteligencja, mogą uczestniczyć w tej dyskusji z różną skutecznością – i tylko od tych grup zależy, z jaką.

Późną wiosną tego roku zainaugurowano w Warszawie trwający ciągle ogólnopolski cykl konferencji intelektualistów skupionych wokół zagadnienia ujętego jako „Polska inteligencja a życie publiczne po wyborach 2007”. Najpierw sala koncertowa Akademii Muzycznej w Warszawie, następnie Aula im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przyjmowały rolę agory.

Obie sale, w których się ta ciekawa inicjatywa materializowała, były przepełnione do granic możliwości. Ten fakt oraz przekonanie, że tak zapoczątkowana inicjatywa będzie się rozszerzać i przynosić dobre owoce, i że proces będzie przebiegał w kierunku rozwiązań dobrych dla Polski, zachęca mnie do myślenia, że warto z nim wyjść poza ściany sal, nawet najbardziej renomowanych, i zaproponować go czytelnikom „Rzeczpospolitej”. Chciałbym rozmowę na ten temat rozpocząć – swoimi uwagami, uwagami Polaka i Polonusa, uczestnika wydarzeń wewnętrznych, ale i obserwatora z zewnątrz. Ośmielę się nawet powiedzieć: tak, uwagami Europejczyka.

Postawa inteligencji wobec kształtu życia publicznego powinna być oparta na jednym zasadniczym założeniu: nie można dać się zakrzyczeć ani zastraszyć. Inteligent musi otwarcie deklarować, jaka wizja świata jest mu najbliższa. Jeżeli więc ktoś chce spełnienia się np. wizji dającej się przewidzieć intencjami Karty praw podstawowych lub np. wizji IV Rzeczypospolitej, lub jakiejś innej, to musi się do tego zawsze i wszędzie przyznawać.

Inteligencja nie może przyjąć za pewnik, że zwycięstwo Platformy w kilku następnych wyborach jest rozwiązaniem dla niej i dla Polski optymalnym

Jeden z francuskich prawicowych polityków, Jean-Marie Le Pen, posługiwał się tezą o istnieniu lewicowo-liberalnego terroryzmu intelektualnego. Jeszcze dzisiaj Francja do końca nie wyzwoliła się spod wpływu tego zjawiska. W Belgii, Holandii, ostatnio w Hiszpanii jest ono jeszcze bardziej widoczne. Nie można pochopnie się zgodzić, aby w Polsce też mogło się zadomowić, aby mianem inteligenta „zaszczycano” wyłącznie wyznawców jednej, tej właśnie liberalno-lewicowej, opcji. Mózg potrzebuje dwóch półkul, jak Europa (według Giedroycia) potrzebuje obydwu płuc.

Jako „warstwa ludzi pióra” czy, szerzej, warstwa społecznej komunikacji inteligencja będzie więc pisać artykuły i książki, tworzyć dzieła sztuki o określonym desygnacie, organizować się w stowarzyszenia o określonym profilu. To w skali makro. I to jest może nawet prostsze koncepcyjnie od skali mikro, o której będzie niżej; na ogół z góry bowiem wiemy, o czym chcemy pisać i co tworzyć; w czynnościach tych jesteśmy samotni, zatem nie napotykamy oporu.

Skala mikro to małe, permanentne spotkania wyborcze. Jeżeli bowiem Jarosław Kaczyński objeżdża kraj w cyklu spotkań „dużych” (Donald Tusk tego nie robi, ale może nie musi), to każdy z obywateli codziennie odbywa małych spotkań kilka – nawet w dwuosobowym gronie, choć częściej jednak w szerszym. Świadomość istotności manifestowania swojej postawy w każdym takim momencie, nie zawsze przecież przez agitowanie czy nawet nie zawsze przez dyskusję – ale przez samo przyznawanie się do przekonań – powinno być, jak można sądzić, pierwszym zadaniem inteligencji. To chyba także część jej ogólnego etosu polegającego na dawaniu przykładu politycznego zaangażowania.

W dobie miłości, jaka miłościwie nam teraz nastała, w spotkaniach z ludźmi widzącymi rzeczywistość inaczej inteligencja powinna kierować się... miłością prawdziwą – nie nadużywać lekkomyślnie jej nazwy, lecz mieć na względzie dobro interlokutora. Powinna pokładać nadzieję w ludzkiej zdolności odróżniania prawdy od nieprawdy, doszczętnie tępiąc błędy w poglądach, starannie odróżniając ludzi od tych błędów i poglądów. Powinna więc, jak judoka, używać rozumu i dobra, które są w ludziach, nie popadając jednak w naiwność i pamiętając, że do tego rozumu i tego dobra trzeba nieraz dopiero dotrzeć.

Należałoby więc unikać bezpośrednich odpowiedzi na zaczepki, lecz reagować jakby nie na temat: na wyższym, ogólniejszym i istotniejszym poziomie. Skierowany do polityków zarzut: „oni nic nie robią”, trzeba by odwrócić, pytając o zasadność przekształceń w służbie zdrowia. Na zarzut, że „oni” topią lub niszczą laptopy odpowiedzieć pytaniem o zdanie na temat ustawy o swobodzie gospodarczej. Nie tyle mówić o uleganiu opinii mediów, ile podkreślać, że Polacy nie dadzą się łatwo ogłupić. A jak się już nie da inaczej, to kończyć rozmowę w stylu: „wierzę, że sama pani dojdzie do tych wniosków, może już niedługo”.

No i jednak należy sobie życzyć odzyskania przez część mediów... miłości do prawdy. Możliwą do tego drogą wydaje się ukazywanie im śmieszności, w jaką mogą popaść, trwając w nieumiarkowanej propagandzie mitu i unicestwianiu przeciwnika politycznego – przecież partnera w gospodarowaniu państwem.

Przypomnijmy – chodzi o wspólnotę. O solidarność w dbałości o wspólne, najwyższe dobro.

Autor jest muzykiem Opery Francuskiej i działaczem polonijnym, prezesem Stowarzyszenia Szkoła Polska w Paryżu i członkiem Biura Federacji Polonii Francuskiej

Ubiegłoroczne wybory były sukcesem, delikatnie mówiąc, mitu. Polegał on na tym, że obiecano społeczeństwu pewne przemiany bez wskazania sposobów ich realizacji. Postąpiono, niestety, zupełnie tak samo jak przez lata całe postępowała inna władza – i społeczeństwo znowu dało się na to namówić.

Można by sądzić, że Polacy szybko się z mitu otrząsną, bo mit to nie rzeczywistość. Jednak, niestety, nie musi tak być. Mit Aleksandra Kwaśniewskiego trwał ponad dziesięć lat. Jeżeli mit PO, a dokładniej – mit tego, co proponuje ona społeczeństwu – miałby trwać tylko lat pięć, to i tak wystarczyłoby to do wygrania przez nią wyborów prezydenckich i parlamentarnych, a po drodze i paru innych.

Pozostało 89% artykułu
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Społeczeństwo
53-letnia kobieta została raniona w głowę. W okolicy policjanci ćwiczyli strzelanie