Perypetie kobiet, które opisał ze szczegółami lewicowy dziennik „El Pais”, pokazują, że socjalistyczny rząd Hiszpanii nie zdołał narzucić społeczeństwu swojej awangardowej wizji rodziny.
„Nie ma miejsc dla dzieci w tym wieku” – usłyszały Maria i Julia, gdy przyszły zapisać dwuletnie bliźniaczki do prywatnego katolickiego przedszkola prowadzonego przez SEK na przedmieściach Madrytu. Julia natychmiast poleciła swojej sekretarce, by tam zadzwoniła i spytała o miejsca dla dwulatków. Okazało się, że jednak są.
W książeczce rodzinnej dziewczynki figurują jako dzieci samotnej matki
Kobiety żyją ze sobą siedem lat. Ślub cywilny wzięły w 2006 roku, gdy Julia była w ósmym miesiącu ciąży po kolejnym sztucznym zapłodnieniu i paru poronieniach. Chciały, by bliźniaczki zostały zapisane w urzędzie stanu cywilnego pod nazwiskami jednej i drugiej. Urzędnicy uświadomili im jednak, że jest to niemożliwe. W książeczce rodzinnej dziewczynki figurują więc jako dzieci samotnej matki. Podobnie jest w świadectwie chrztu. Gdyby Julia umarła podczas porodu, Maria nie mogłaby przejąć opieki nad jej córeczkami, choć łączył je związek zawarty w majestacie prawa i potwierdzony powagą państwa hiszpańskiego. Maria wystąpiła więc o adopcję bliźniaczek. Procedura ciągnie się do dziś. Według organizacji homoseksualistów takich skomplikowanych przypadków jest w Hiszpanii więcej.
Ponad trzy lata temu socjalistyczny rząd zrównał w prawach związki osób tej samej płci z małżeństwem kobiety i mężczyzny. Połączonych formalnie par gejów i lesbijek są dziś w Hiszpanii tysiące. Ale wielu urzędników nadal uchyla się od udzielania im ślubów, zasłaniając się obiekcjami natury moralnej. Wesela gejów nie wszędzie są mile widziane. Brak społecznej akceptacji dla nowego rodzaju związków dotyka też dzieci. Zdarza się, że ojciec uzyskuje prawo do opieki tylko dlatego, że matka żyje z kobietą.