Czesława Wereszczyńska jest nauczycielką w Szkole Podstawowej nr 5 w Łukowie, 35-tysięcznym powiatowym mieście na Lubelszczyźnie. Jest na zwolnieniu lekarskim, w ostatnich miesiącach spotkało ją wiele nieprzyjemności. Zaczęło się od porysowanego samochodu. Potem ktoś w środku nocy dzwonił dzwonkiem przy jej drzwiach. Najbardziej upokarzające było jednak to, gdy w płaszczu znalazła zawinięte w chusteczkę odchody.
Zdaniem Wereszczyńskiej za tymi „przypadkami” stoją dwie nauczycielki. Marzena Rzymowska (żona radnego i znajoma zastępcy prokuratora rejonowego Jolanty Niewęgłowskiej) oraz Jolanta Słotwińska (żona komendanta powiatowego policji Wiesława Słotwińskiego).
Konflikt między nauczycielkami zaczął się w 2005 r. Przez redukcję etatów Wereszczyńską przeniesiono do przedszkola (miała dodatkowe kwalifikacje). Nie zgodziła się z tym i złożyła pozew do sądu pracy. Na mocy wyroku wróciła do szkoły, ale – jak twierdzi – nie była tam mile widziana. – Nie przydzielono mi klasy jak wcześniej, a zamiast tego dostałam zajęcia, do których nie miałam uprawnień – mówi.
Wtedy Wereszczyńska zainteresowała się awansem Rzymowskiej. Jej zdaniem był nielegalny, bo tamta nie miała wymaganych kwalifikacji. Zawiadomiła prokuraturę. Śledczy postawili nawet zarzuty Rzymowskiej i dyrektorowi szkoły, ale sprawę umorzono. – Doszły mnie słuchy, że Rzymowska mi nie odpuści, że coś do herbaty mi dosypie albo do jedzenia – mówi Wereszczyńska.
W obawie zaczęła potajemnie nagrywać koleżanki z pracy. W pokoju ukryła dyktafon. – To była jedyna szansa na zdobycie dowodu, bo wcześniej nikt nie chciał mi uwierzyć – tłumaczy.