Chociaż minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz obiecywał zmiany w przyznawaniu becikowego, wszystko pozostanie po staremu. Ciężarne kobiety, które będą chciały starać się o to świadczenie, będą musiały pojawić się u lekarza, tak jak obecnie, przed upływem dziesiątego tygodnia. Na przesunięcie tego terminu o kolejne pięć tygodni nie zgadza się Ministerstwo Zdrowia i tłumaczy, że obecna regulacja jest lepsza dla dziecka.
W lutym „Rzeczpospolita" opisała sprawę warszawskiego adwokata Pawła Kowalczyka, któremu odmówiono świadczenia, tłumacząc, że jego żona zgłosiła się do lekarza dopiero w 12. tygodniu ciąży, kiedy tylko zorientowała się, że będzie miała dziecko. Opóźnienie wynikało stąd, że w 10. tygodniu jeszcze o ciąży nie wiedziała.
– Nasze szóste dziecko urodziło się w styczniu 2011 r. Siódme 17 miesięcy później. Naturalne karmienie poprzedniego i brak regularnych cyklu po poprzednich porodach spowodowały, że żona w 10. tygodniu nie była świadoma swojego stanu – tłumaczył wówczas Paweł Kowalczyk.
W naszej publikacji minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz deklarował, że przyjrzy się dokładnie tym przepisom. – Jeśli rzeczywiście jest tak, że ten limit jest ustalony na zbyt niskim poziomie, podniesiemy go do około 15. tygodnia – deklarował wówczas szef resortu pracy.
Okazuje się jednak, że żadnych zmian nie będzie. Z informacji, które uzyskaliśmy od służb prasowych resortu, wynika, że w Ministerstwie Pracy nie są prowadzone obecnie żadne prace zmierzające do złagodzenia wymogu pozostawania kobiety w ciąży pod opieka medyczną od 10. tygodnia ciąży i nie będzie zapowiadanego przesunięcia na termin późniejszy.