W liście pożegnalnym, na który powołuje się Polsat News, wyjaśniono, jak doszło do tragedii w Katowicach. Miał on zostać wysłany z Katowic w środę, dwa dni przed wybuchem kamienicy.

Ofiary tragedii miały napisać w liście, że zwróciły się o pomoc do księdza, u którego mieszkały i dla którego pracowały. Osoby te miały czuć się niedoceniane przez duchownego. Z treści listu ma wynikać także, że ofiary, chcąc wyprowadzić się z terenu parafii, starały się o mieszkanie. Problem ze znalezieniem lokum miał być według ofiar winą księdza. Duchowny miał żądać pieniędzy między innymi za media. Zdaniem ofiar, opłata miała być już jednak wcześniej uregulowana. "Nie interesuje go czy trafimy pod most" – można przeczytać w liście, cytowanym przez Polsat. 

Czytaj więcej

Katowice: Wybuch gazu w kamienicy. Dwie osoby nie żyją

W związku z sytuacją, autorzy listu mieli napisać również, że jedynym rozwiązaniem jest rozszerzone samobójstwo. "Tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu. Z cmentarza komunalnego ksiądz nas nie wyrzuci. Jedynym naszym życzeniem jest to, żeby podczas naszego pochówku nie było żadnego klechy. Żaden klecha już na nas nie zarobi, czy to na naszym życiu czy śmierci" - napisano.

W wyniku wybuchu, do którego doszło przy ulicy Biskupa Herberta Bednorza w katowickiej dzielnicy Szopienice, zawalił się budynek. Dwie osoby zginęły pod gruzami domu. Kilka osób poszkodowanych trafiło do szpitala.