Pierwsze dwie łodzie z imigrantami odpłynęły w poniedziałek rano z greckiej wyspy do tureckiego miasta Dikili, a pierwsze samoloty odleciały z Turcji do Niemiec i Finlandii. Porozumienie UE–Turcja oznacza w praktyce wymianę „łódź za samolot", czyli każdej łodzi wiozącej z powrotem imigrantów syryjskich z Grecji do Turcji towarzyszyć ma samolot z uchodźcami syryjskimi przesiedlanymi z obozów w Turcji do krajów UE. Liczba Syryjczyków odesłanych do Turcji ma się równać liczbie tych przesiedlanych do UE.
Obyło się bez wielkich protestów i starć z policją. – Udało się to zrobić w cywilizowany sposób – powiedział rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas.
Ale prawdziwy test dopiero przed UE, może w najbliższych dniach lub tygodniach. Bo na pokładzie łodzi odbijających z Lesbos nie było Syryjczyków, czyli tych, którzy mają praktycznie 100-procentowe szanse na azyl w UE i dla których nowy unijny plan to życiowa tragedia: po pokonaniu niebezpiecznej drogi z ogarniętej wojną Syrii do Grecji, po zapłaceniu tysięcy euro przemytnikom zastali zamkniętą granicę z Macedonią i stoją przed perspektywą odesłania do Turcji.
To oznacza zerowe szanse na przesiedlenie do Unii, bo w ramach planu 1:1, czyli „łódź za samolot", na lepsze życie w Europie mogą liczyć tylko ci, którzy do UE nie próbowali się wcześniej przedostać w sposób nielegalny. Syryjczycy odesłani z Grecji dostaną ochronę w Turcji, ale takiego życia nie chcą. Na razie odesłano tylko tych, którzy w ogóle w Grecji wniosku o azyl nie złożyli: Pakistańczyków i Afgańczyków. Były to 202 osoby. Za nich UE nikogo z Turcji nie przesiedli.
Pakistańczyków i Afgańczyków jest mnóstwo w tłumie imigrantów, bo mieli nadzieję, że w chaosie przedostaną się na północ Europy i tam może im się udać nielegalnie pozostać. Wiedzą jednak, że po zamknięciu szlaku bałkańskiego nie opłaca im się składać wniosku o azyl w Grecji, więc zgadzają się na odesłanie do Turcji.