Z szacunków Guttmacher Institute wynika, że w Indiach w 2015 roku mogło zostać przeprowadzanych aż 15,6 milionów aborcji. Tak duża różnica między liczbą aborcji podawaną przez rząd, a realną skalą tego zjawiska ma wynikać z faktu, iż dane rządowe opierają się na informacjach napływających wyłącznie z placówek publicznej służby zdrowia.
Ponad 80 proc. aborcji ma być dokonywanych przez zażywanie środków wczesnoporonnych takich jak mifepriston czy mizoprostol. 14 proc. przeprowadzanych jest w klinikach lub szpitalach, a ok. 5 proc. przeprowadzanych jest w inny, często niebezpieczny dla zdrowia kobiety sposób.
- Kobiety w Indiach mają problem z dostępem do aborcji, m.in. ze względu na ograniczoną liczbę zabiegów, jakie mogą przeprowadzić publiczne placówki służby zdrowia - twierdzi Susheela Singh, jedna z autorek raportu w tej sprawie.
"Z naszych ustaleń wynika, że brak odpowiedniej liczby wykwalifikowanych lekarzy, a także brak specjalistycznego sprzętu sprawiają, że wiele publicznych placówek służby zdrowia nie jest w stanie w ogóle przeprowadzać aborcji" - napisała Singh w artykule, który ukazał się w "Lancet Global Health".
W artykule czytamy, że połowa z 48 milionów ciąży w Indiach w 2015 roku stanowiły ciąże niezaplanowane, a co trzecia z nich zakończyła się aborcją (to wynik analizy danych o sprzedaży i rozpowszechnianiu pigułek wczesnoporonnych w sześciu najbardziej ludnych stanach Indii). Trzy na cztery ciąże mają być przerywane z użyciem środków wczesnoporonnych bez konsultacji z lekarzem.