Gdy 53-letni dziś Marek Kraśnicki z Kęt koło Oświęcimia wygrał we wrześniu 2008 r. w „Milionerach” TVN ćwierć miliona złotych, pierwszy o pieniądze upomniał się komornik. Ściągnął z wygranej 80 tys. zł za dawne długi za mieszkanie (większość sumy to odsetki i należność komornika). Kolejne 25 tys. zł wziął fiskus. Na konto Kraśnickich wpłynęło już tylko 155 tys. zł. Ale dla rodziny, która żyje w bloku socjalnym i ledwo wiąże koniec z końcem, to i tak fortuna. Ich szczęście z wygranej jako pierwsza opisała „Rz”.
[srodtytul]Gorzkie szczęście[/srodtytul]
Kraśnickim wydawało się, że wygrana w „Milionerach” odmieni ich życie. Jak spłacą wszystkie długi, gmina pozwoli wrócić im do bloków zakładowych, z których w 2000 r. zostali eksmitowani, a przynajmniej pozostać w mieszkaniu komunalnym przy ul. Kościuszki w centrum Kęt. Przecież burmistrz Kęt Roman Olejarz podkreślał w liście gratulacyjnym po wygranej, że jest dumny z takiego mieszkańca.
Mieszkanie socjalne, w którym Kraśniccy żyją nielegalnie (w 2005 sąd nakazał eksmisję za długi), to jeden 28-metrowy pokój przedzielony nową meblościanką kupioną za wygraną w „Milionerach”. W jednej części śpią córki (10- i 21-letnia), w drugiej pan Marek z żoną Aliną. Piec węglowy, zimna woda, drzwi wejściowe trzeba docisnąć kolanem. Czysto, schludnie, w meblościance same książki: albumy o parowozach, encyklopedia. Niedawno sąsiad alkoholik spalił mieszkanie obok, cud, że Kraśnickim nic się nie stało. Oni sami nie piją, nawet nie palą – oboje są na rencie (miesięcznie w sumie 1100 zł) – żona cierpi na epilepsję, pan Marek ma zaawansowaną astmę.
To właśnie z powodu chorób popadli w długi. Pani Alina nie może pracować w ogóle, pan Marek przez kilka lat był bez pracy. Od stycznia 2009 r. znów jest bezrobotny. Cztery miesiące po wygranej stracił posadę kierowcy rozwożącego wędliny.