– Od kiedy helikopter telewizji zaczął fruwać nad miastem, o tych betankach tylko się mówi. A widział kto te kobiety? – zastanawia się Józef Łoziński, emeryt.
Od ponad 40 lat mieszka w 27-tysięcznym Wyszkowie, ale tylu kamer i dziennikarzy w mieście nie widział nigdy. Nie może pojąć, skąd takie zainteresowanie miejscem ukrycia byłych zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej. Domniemanego ukrycia.
Pani Maria mówi, że słyszała o jakiejś sekcie. Pan Władysław wie więcej, bo przyglądał się relacji TVN 24, która ujawniła, gdzie ostatnio ukrywały się byłe zakonnice. – Były tu dwa – trzy miesiące. Mieszkały na pierwszym piętrze. Same sobie gotowały, prały i sprzątały – mówi. Teraz przed trzykondygnacyjnym budynkiem przy ul. Prostej jest już spokojniej. Wprawdzie kręcą się tu dziennikarze, ale nie ma już takiej sensacji. I helikoptera.
Po byłych betankach też ani śladu. Wywieźli je autobusami, uciekły, schowały się w piwnicach, jak przycichnie – wrócą – powtarzanych na ulicy wersji jest wiele. Także o tym, co kobiety robiły w Wyszkowie po tym, gdy w październiku ubiegłego roku zostały zmuszone do opuszczenia klasztoru w Kazimierzu Dolnym.
Dorabiały w aptece, czyściły konie w stadninach swojego gospodarza. Niektórzy mówią, że raz w tygodniu dostawały autobusem paczki z żywnością. Czasem, w parach, wychodziły na targ. Nie rzucały się w oczy.