Nawet mieszkający w okolicy potencjalny świadek uwidoczniony na monitoringu, do którego dotarli policjanci licząc na rozwiązanie zagadki, nie doprowadził do przełomu. Zeznał, że „niczego szczególnego nie zauważył”.
14-letnia dziewczynka pochodzenia tureckiego miała zostać zaatakowana w styczniu ubiegłego roku w Warszawie (przy ul. Słupeckiej), kiedy wracała ze szkoły. Ok. 40-letni mężczyzna – według jej relacji – popychał ją i szarpał wykrzykując pod jej adresem m.in. hasło „Polska dla Polaków", co sugerowało rasistowskie tło jego incydentu. Trwające blisko rok próby ustalenia napastnika, zakończyły się fiaskiem.
- Śledztwo w sprawie stosowania wobec małoletniej pokrzywdzonej przemocy z powodu jej przynależności narodowej, czyli o czyn z artykułu 119 paragraf 1 kodeksu karnego zostało umorzone wobec niewykrycia sprawcy przestępstwa – mówi „Rzeczpospolitej” Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Incydent odbił się szerokim echem. Policja zapowiadała, że jego wyjaśnienie to priorytet, a premier Mateusz Morawiecki po zdarzeniu podkreślał na Twitterze, że „Nie ma miejsca na rasizm w Polsce. Atak na dziewczynkę z powodu koloru jej skóry jest godny najwyższego potępienia”, zapowiadając: „Zrobimy wszystko, żeby Polska była bezpieczna dla każdego".
Mimo podjętej przez śledczych całej gamy czynności – ściągnięcia zapisów monitoringu, okazania utrwalonych na nich osób, oraz powołania biegłego - nie udało się wyjaśnić zagadkowego ataku.