Paweł Silbert też jest prezydentem. Co prawda tylko stutysięcznego Jaworzna w Śląskiem, za to wie, jak się pisze „gżegżółka", „nie" z imiesłowami, a nawet „instruktaż". - A wie pan, że można to słowo pisać także z „rz" na końcu, w zależności od kontekstu? – śmieje się Silbert. - Ale o tym mało kto wie. Język polski nie jest łatwy.
A jednak Silbert, umysł ścisły, bo z wykształcenia ekonomista, nieźle sobie z nim radzi. Dwa lata temu okazał się mistrzem wśród VIP-ów, piszących Ogólnopolskie Dyktando 2009. - Moja babcia była przez 40 lat nauczycielką polskiego, żona też uczy w szkole, więc zawsze musiałem się pilnować z tym jak mówię i piszę - tłumaczy Silbert, który już bez rodzinnej presji uznał potrzebę humanistycznego rozwoju i skończył podyplomowo retorykę. - Dyktando wygrałem, ale nie dlatego, że nie zrobiłem błędów – wskazuje. - Po prostu zrobiłem ich mniej niż inni.
Silbert, prezydent wywodzący się z PO-PiSu, często podkreśla, że nikt nie jest doskonały. - Dlatego nie chcę mówić o panu prezydencie Komorowskim – ucina.
„Pier...l szkołę, zostań prezydentem"
Wpis Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego do księgi kondolencyjnej w ambasadzie Japonii, wyrażający współczucie Polaków dla narodu dotkniętego dramatem, przyćmił dotychczasowe jego wpadki i wywołał lawinę kpin.
Błędy ortograficzne pierwsi dostrzegli internauci, uważnie oglądający serwisy informacyjne. Skany wpisu, w powiększeniu, szybko znalazły się w sieci. I cała Polska mogła przeczytać: „Jednoczymy się w imieniu całej Polski z narodem Japoni w bulu i w nadzieji na pokonanie skutków katastrofy".