Niewinne czarownice

W Niemczech trwa debata nad rehabilitacją tysięcy kobiet i dziewczynek spalonych na stosach za rzekome czary

Publikacja: 10.03.2012 00:01

W Niemczech trwa debata nad rehabilitacją tysięcy kobiet i dziewczynek spalonych na stosach za rzeko

W Niemczech trwa debata nad rehabilitacją tysięcy kobiet i dziewczynek spalonych na stosach za rzekome czary

Foto: PAP/DPA

Red

Artykuł pochodzi z "Przekroju" z 4 marca 2012 roku

Jak na początek XVII w. Katharina Henot była kobietą sukcesu. Pochodziła z katolickiej patrycjuszowskiej rodziny z Kolonii. Po ojcu odziedziczyła przedsiębiorstwo pocztowe, którym osobiście zarządzała, i prawdopodobnie była pierwszą kobietą w Niemczech, która zajmowała tak wysokie stanowisko menedżerskie. Według legendy była też bajecznie piękna. Nic dziwnego zatem, że na równi z podziwem budziła zawiść i niechęć.

W 1627 r., na podstawie donosu pewnej zakonnicy, rada miejska Kolonii kazała ją aresztować. Zarzut? Czary i pakt z diabłem. Henot miała sprowadzić na koloński klasztor Klarysek plagę gąsienic i odpowiadać za śmierć kilku osób, na które rzekomo rzuciła urok. Nawet torturowana nie przyznała się do niczego. Jeszcze przed śmiercią okaleczoną ręką pisała ledwo czytelne listy do rady miejskiej i arcybiskupa, w których przysięgała, że jest niewinna. 19 maja 1627 r. jako „zatwardziała grzesznica" została spalona na stosie.

Bezprawie jest bezprawiem

Niemal natychmiast stała się legendą. Dziś w Kolonii jej imię noszą ulica i szkoła, a na fasadzie ratusza kilka lat temu władze umieściły płaskorzeźbę przedstawiającą Katharinę w ostatnich chwilach życia. Inne niemieckie „czarownice" nie mogły liczyć na tyle miejsca w ludzkiej pamięci. Teraz mają szansę na urzędową rehabilitację. W ubiegłym roku Düsseldorf, jako pierwsze duże niemieckie miasto, dokonał „społeczno-etycznej" rehabilitacji kobiet podejrzewanych o czary i zamordowanych z wyroku rady miejskiej. Podobnych uchwał w niemieckich miastach jest już 13. Miesiąc temu Kolonia zrehabilitowała Katharinę Henot.

– Bezprawie jest bezprawiem, niezależnie od tego, czy popełnione wczoraj, czy wiele lat temu – mówi nam Hartmut Hegeler, pastor z Kolonii, który doprowadził do rehabilitacji Kathariny Henot. Ten 65-letni duchowny i emerytowany nauczyciel gimnazjum zainteresował się procesami czarownic w 2001 r. Jak sam przyznaje, dzięki swoim uczniom, którzy zadali mu proste pytanie: „Czy Henot została zrehabilitowana?". Od tego momentu badał możliwość przywracania czci skazanym w procesach o czary przez współczesne instytucje świeckie. W 2005 r. Hegeler założył grupę roboczą, skupiającą historyków i amatorów zajmujących się „czarownicami". Zespół organizuje imprezy, promuje ideę rehabilitacji i wspiera inicjatywy lokalnych polityków.

Dziś Hegeler walczy w Akwizgranie. Od lipca ubiegłego roku członkowie jego grupy domagają się od radnych uchwały potępiającej spalenie na stosie w 1649 r. 13-letniej dziewczynki. Choć nie jest znane jej imię, to w miejscowym Kolegium Jezuitów zachowały się szczegółowe akta jej procesu. Była ostatnią „czarownicą" żywcem spaloną w Akwizgranie. Należała do rodziny włóczęgów kryminalistów. Czterej bracia dziewczynki byli łamani kołem i w końcu zamęczeni na śmierć w Holandii. Ojca i piątego brata spotkał ten sam los w Akwizgranie. Matkę strażnicy zastrzelili podczas próby ucieczki. Oskarżona o czary i trucicielstwo dziewczynka wkrótce spłonęła na stosie.

Do dziś nie ma śladu w mieście po tym wydarzeniu. Radni zgodzili się co prawda na ufundowanie tablicy pamiątkowej, jednak zdecydowanie odmówili podejmowania jakichkolwiek uchwał. Odpowiedź Dietmara Kottmanna, który oceniał wniosek „adwokatów" dziewczynki pod względem prawnym, była krótka: „Nie ma żadnego powodu, żeby przyjmować taką uchwałę. Krewni, którzy mogliby na niej skorzystać, nie są znani. Poza tym nikt dziś nie wątpi, że ówczesny zarzut czarów z punktu widzenia nauki jest nonsensowny i bezprawny. Uchwała jest zatem zbędna".

Honor i godność do zwrotu

Zwolennicy rehabilitacji kobiet skazanych za czary energicznie odpierają zarzuty o uleganie zbiorowej fanaberii. – Zwracając dobre imię bezprawnie pomordowanym, wyczulamy ludzi na współczesne ofiary – mówi pastor Hegeler. – Przecież dzisiaj wciąż w niektórych regionach Afryki, Azji, Ameryki Łacińskiej i Bliskiego Wschodu wiara w czary jest wszechobecna. Nikt nie wie, ile istnień ludzkich rocznie zabiera zabobon. Wiadomo jednak, że na prześladowania wystawione są te same grupy społeczne co w średniowieczu.

Inne argumenty za rehabilitacją przytaczają radni Hofheim am Taunus, którzy jeszcze w marcu 2010 r. symbolicznie skasowali wyroki wobec 11 kobiet, skazanych w XVI i XVII w. na stos, karę śmierci lub więzienie. „Z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Przemocą wobec Kobiet potępiamy wszystkie objawy przemocy i dyskryminacji. Akt przemocy – niezależnie od tego, czy dokonany w przeszłości, czy obecnie – jest łamaniem praw człowieka. Niestety przemoc wobec kobiet ma długą historię i wciąż jest obecna w codziennym życiu. Spirala przemocy musi zostać przerwana. A może się tak stać tylko wtedy, gdy przestanie być tematem tabu" – czytamy w uzasadnieniu uchwały. „Radni potępiają przemoc, której ofiarą padły obywatelki naszego miasta wieki temu. Dokonujemy również ich rehabilitacji, zwracamy honor i godność. Chociaż nie jesteśmy prawnymi spadkobiercami sprawców, czujemy na sobie moralny obowiązek przeprosin za ich czyny" – napisali politycy z Hofheim.

Nie wszyscy w Niemczech chcą jednak rehabilitacji „czarownic". Według jej przeciwników to tylko niedorzeczna moda, która spłyca znaczenie śmierci i cierpienia. – Cała ta histeria z rehabilitowaniem wiedźm jest niesmaczna. Ludzie, którzy się tym zajmują, traktują to jak zabawę w inicjatywy obywatelskie. Uznałbym to za absurd, gdyby sprawa nie dotyczyła horroru i makabry 30 tys. osób. Symboliczne wywlekanie trupów po tylu latach, wbrew deklaracjom aktywistów, odziera je z powagi i godności. Dla mnie to po prostu niezdrowe – mówi nam Arnold Angenendt, katolicki teolog i historyk Kościoła. – Tak samo niedorzeczne są próby interpretowania wydarzeń sprzed kilku wieków przez pryzmat współczesnych ideologii. Jak daleko posuniemy się w tym szaleństwie? Zażądamy od Włoch rehabilitacji Spartakusa jako przywódcy związków zawodowych gladiatorów, walczących o poprawę warunków socjalnych w pracy? – pyta retorycznie.

Wtóruje mu Nicole Röck-Knüttel, chadecka radna z Wiesbaden, która nie chce dopuścić do rehabilitacji „czarownic" w swoim mieście, czego z kolei domagają się politycy Partii Lewicy i Piratów. – Robienie z tego kwestii dyskryminacji kobiet to tylko dowód na instrumentalne i ideologiczne traktowanie tematu – mówiła polityk w jednym z prasowych wywiadów. – Takie podejście przypomina mi praktykę nazistów: oni również używali „polowań na czarownice" do wspierania narodowego socjalizmu. Próbowali stworzyć pozytywny obraz „czarownic" w świadomości społecznej. Miały one być bohaterskimi strażniczkami starogermańskich tradycji, które padły ofiarą niszczycielskiej żydowsko--chrześcijańskiej kampanii. O dziwo, ten ludowo-feministyczny obraz wykreowany przez zbrodniczy reżim przetrwał do naszych czasów – dodała.

Skazane zgodnie z prawem

Rehabilitacja „czarownic" jest również problemem prawnym. Współczesne władze samorządowe, landowe i tym bardziej federalne w gruncie rzeczy nie mogą uniewinnić „czarownic". Powód? Wszystkie procesy, które były pokłosiem polowania na „czarownice", odbywały się na terenie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, a Republika Federalna Niemiec nie jest prawnym spadkobiercą cesarstwa. Samorządy nie mogą zatem dokonać prawnej rehabilitacji ofiar, tak jak chociażby rząd federalny zrobił w przypadku dezerterów z Wehrmachtu. Dlatego muszą szukać pośrednich formuł i przyjmować uchwały o zadośćuczynieniu spo łeczno--moralnym, które oczywiście nie są „rehabilitacją" w prawniczym rozumieniu tego słowa.

Sprawę komplikuje też fakt, że „czarownice" zostały skazane i stracone zgodnie z obowiązującym wówczas prawem. – Może się to nam nie podobać. I słusznie. Ale oceniając na siłę wydarzenia sprzed czterech wieków na podstawie współczesnych standardów, popełniamy takie samo barbarzyństwo jak organizatorzy polowań na „czarownice" – mówi nam Angenendt.

Te spory mogą dziwić kogoś, kto nie zna szczególnej roli „czarownic" w niemieckiej kulturze i historii. 85 proc. wszystkich stosów zapłonęło właśnie w Niemczech. Tysiące kobiet, które w czasie XVII-wiecznej, zbiorowej psychozy polowania na „czarownice" w Niemczech zginęły na stosach, wciąż jednak czeka na rewizję swoich wyroków. Zamkowe i miejskie archiwa niemieckich miast są pełne akt sądowych skazanych „czarownic". Każda z nich ma swoją makabryczną historię. I każda z nich, jako niewinna ofiara, zasługuje na pamięć.

Artykuł pochodzi z "Przekroju" z 4 marca 2012 roku

Jak na początek XVII w. Katharina Henot była kobietą sukcesu. Pochodziła z katolickiej patrycjuszowskiej rodziny z Kolonii. Po ojcu odziedziczyła przedsiębiorstwo pocztowe, którym osobiście zarządzała, i prawdopodobnie była pierwszą kobietą w Niemczech, która zajmowała tak wysokie stanowisko menedżerskie. Według legendy była też bajecznie piękna. Nic dziwnego zatem, że na równi z podziwem budziła zawiść i niechęć.

Pozostało 94% artykułu
Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK