Kilka lat temu kraj obiegły zdjęcia premiera Fredrika Rainfeldta siedzącego z żoną w samolocie w drodze do Włoch. Premier głaszcze nogi swojej pięknej Filippy. Obraz idylli rodzinnej nie mógł być pełniejszy. Teraz para ogłasza separację (każdy musi mieć pół roku do namysłu kiedy w grę wchodzą dzieci poniżej 16 roku życia), co wielu osobom wydaje się szokujące. Małżeństwo, w którym żona realizuje swoją polityczną karierę, a mąż premier lubi odkurzać i prać, wydaje się spełnieniem równościowych archetypów.
Szwecja jednak to kraj, który znajduje się na światowym topie jeżeli chodzi o rozwody. Rozwodem kończy się więcej niż co drugie małżeństwo i statystyki ostatnich lat wskazują, że ich liczba wciąż rośnie. "Czy świadczy to o równouprawnieniu i racjonalnym podejściu do życia czy też raczej o fakcie, że decyzje o rozstaniu podejmuje się zbyt pochopnie i za szybko?" – pytają się media.
- Obawiam się, że jesteśmy narkomanami pożądania - tłumaczy ekspert od relacji, Eva Rusz. - Musi ono nam zawsze towarzyszyć. Jeżeli w końcu nie odczuwamy euforii, to zaczynamy myśleć w czarno-białych kolorach i stwierdzamy: nie, ten związek wcale mnie nie zadowala - ocenia.
Jej zdaniem, Szwedzi są ekspertami na społecznościowych forach, na Facebooku i na Twitterze, ale nie potrafią dawać sobie rady w normalnych relacjach. - Ciągłe separacje i przerywanie więzi zostawia trwałe ślady w psychice i powoduje - w krótszej i dalszej perpektywie - złe samopoczucie. Dlatego zyskaliby na tym wiele, gdyby zdobyli wiedzę, jak żyć w związku, jak być wytrzymałym i cierpliwym - wyjaśnia Rusz.
Rozwód - powód do radości
Wciąż panuje jednak powszechne przekonanie, że rozwód to nieszczęście i dowód na to, że nam się w życiu nie ułożyło. Tymczasem ostatnio dziesięć autorek antologii: “Happy, happy” stwierdziło, że decyzja o podążaniu różnymi drogami, nie jest bynajmniej powodem do lamentowania i depresji.