Najbardziej znany polski seksuolog w wywiadzie dla tvp.info, mówi że leczenie polegało na stosowaniu metod psychoterapeutycznych (jak analiza dzieciństwa), ale składało się też z kontrowersyjnych metod.

– Jeśli chodzi o prąd, proszę nie kojarzyć tego z filmem „Lot nad kukułczym gniazdem". Leczenie wyglądało tak, że jeśli homoseksualista oglądał męską pornografię i widać było, że na nią reaguje, dostawał uderzenie prądem. Nie chodziło o to, by ci ludzie tracili przytomność, ale by odbierali ten bodziec jako przykry - tłumaczy. Jego zdaniem efekt był krótkotrwały. - Terapia awersyjna, czyli taka, w czasie której leczy się bólem, czy strachem, skutkuje na pewien czas. Ucieczka od bólu jest naturalnym odruchem - przekonuje.

- Takie było wtedy podejście. Działałem w dobrej wierze, w dodatku ci pacjenci uważali siebie za chorych. To nie było tak, że ja geja łapałem na ulicy i chciałem „przywracać" społeczeństwu - broni się przed zastrzeżeniami środowisk liberalno-lewicowych Lew-Starowicz.

– Środowiska gejowskie mogą się skarżyć na dyskryminację, ale gdyby porównali to, co się działo, kiedy ja zaczynałem pracę zawodową z tym, co jest teraz, to oni żyją w raju - ocenia seksuolog.