Przewodniczący Rady Europejskiej występował we wtorek w debacie parlamentarnej w Strasburgu poświęconej wynikom ostatniego szczytu UE. Tusk zaapelował o obronę dobrego imienia Europy w kontekście kryzysu uchodźców. Według niego wzajemne oskarżanie się tworzy wrażenie, że UE źle traktuje uchodźców, a tymczasem jest miejscem, do którego wszyscy uciekają.
– Niedługo teokracje zaczną nas pouczać, jak wygląda tolerancja religijna, dyktatorzy zaczną nam mówić, czym jest demokracja, a odpowiedzialni za ten masowy exodus będą nam mówić, jak traktować uchodźców. W istocie już to robią. Kraje, które nie przyjęły żadnego uchodźcy, najgłośniej apelują do nas o większą otwartość – mówił szef RE.
Dwa tygodnie temu UE podjęła decyzję o podziale 160 tys. uchodźców już obecnych na terenie państw członkowskich. Ale zdaniem Tuska ta decyzja nie rozwiązuje problemu rosnącej fali migracyjnej. Według niego mogą przybyć kolejne miliony, bo wiele jest miejsc na świecie, gdzie ludzie nie chcą żyć. Tak było zawsze, teraz jednak sytuacja jest poważniejsza, bo sama Unia popełniła poważne błędy.
Tusk wprost nazwał Wilkommenpolitik przyczyną zwiększonej fali migracyjnej. Chodzi o decyzję Angeli Merkel o otwarciu granic Niemiec dla syryjskich uchodźców. Jednak głównym magnesem przyciągającym teraz właśnie ludzi z Syrii, Iraku, Afganistanu, Pakistanu, a także wielu krajów Afryki, są dziurawe granice zewnętrzne UE. Wykorzystują to niechętni Europie sąsiedzi, którzy presję migracyjną traktują jako element brudnej politycznej rozgrywki. – Niektórzy nazywają to nawet rodzajem nowej wojny hybrydowej – stwierdził szef RE.
Sytuację dodatkowo komplikuje wojna w Syrii i obserwowane ostatnio militarne zaangażowanie Rosji po stronie prezydenta Baszara Asada. W poniedziałek w Brukseli był prezydent Turcji Recep Erdogan i ostrzegał, że wejście Rosji do gry spowoduje wzrost presji migracyjnej. – Według jego szacunków kolejne 3 miliony ludzi może uciec z Aleppo i jego okolic – relacjonował Tusk. W Turcji już jest 2,2 mln syryjskich uchodźców.