O tym, że próbowano podłożyć ładunki wybuchowe pod radiowozami w Warszawie, policja i prokuratura poinformowały w środę po południu, choć do próby zamachu doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Przepis z internetu
Pod komisariatem przy ul. 17 Stycznia w Warszawie, w dzielnicy Włochy na zachodnich obrzeżach stolicy, kręciło się trzech młodych mężczyzn. Najpierw rozejrzeli się, na moment odeszli, a później jeden z nich stanął na czatach, dwaj pozostali zaś zaczęli montować pakunki pod radiowozami.
– Były to ładunki skonstruowane z dwóch butli z płynem zapalającym (prawdopodobnie benzyną); w środku był jeszcze dodatkowy materiał, który miał wywołać eksplozję, i odpowiednio przygotowany lont, tak skonstruowany, by umożliwić sprawcom oddalenie się przed wybuchem – opowiadał Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji.
Do wybuchu nie doszło, bo funkcjonariusze wcześniej zauważyli podejrzanie zachowujących się mężczyzn i przygotowali zasadzkę, zatrzymując ich na gorącym uczynku.
Niedoszli zamachowcy są w wieku od 17 do 35 lat. Mają związki ze środowiskami anarchistycznymi. Nie mieli wcześniej problemów z prawem.