Sojusz północnoatlantycki przyznał Polsce miliony euro na budowę m.in. ośrodków dowodzenia i naprowadzania oraz stanowisk radarowych. Jest jednak kłopot z rozpisaniem przetargów na budowę tych obiektów, bo są one tajne.
Od przedsiębiorców wymaga się więc świadectwa bezpieczeństwa przemysłowego, które wydaje Służba Kontrwywiadu Wojskowego. W dodatku pracownicy takich firm muszą mieć poświadczenia bezpieczeństwa na poziomie „tajne” lub jak w przypadku np. ośrodków dowodzenia i naprowadzania czy radarów – „ściśle tajne”.
Taka sytuacja powoduje, że wiele przetargów nie jest rozstrzyganych. Są wprawdzie firmy, które chętnie podejmą się budowy, ale niewiele z nich ma świadectwa – bardzo trudno je uzyskać. Poza tym certyfikaty tajności trzeba co jakiś czas odnawiać.
Utrudnienie powstało, gdy kilka lat temu zdecydowano, że informacje o większości obiektów wojskowych będą zabezpieczone ustawą o ochronie tajemnicy państwowej. Nasze prawo stało się bardziej restrykcyjne niż w innych państwach należących do NATO, gdzie przetargi mogą wygrywać firmy, które mają poświadczenie bezpieczeństwa już na poziomie „zastrzeżone”. – Jednak firmy powinny dostosować się do naszego prawodawstwa – uważa mjr Dariusz Soszka, pełnomocnik dowódcy Centrum Operacji Powietrznych ds. Informacji Niejawnych.
Problem w tym, że tracimy pieniądze. Świadczy o tym np. zestawienie wykorzystania środków NATO w zeszłym roku. Nie wydaliśmy ok. 60 proc. przyznanych nam dotacji. Z 400 mln zł wydaliśmy zaledwie ok. 160 mln zł. W większości na rozpoczęte już wcześniej inwestycje, a nie na nowe. Częściowo dokończono modernizację wojskowych portów morskich w Gdyni i Świnoujściu, oraz wybudowano posterunek radarowy w Chruścielu.