Reklama
Rozwiń
Reklama

Kto odpowie za klapę e-posterunku

Policja zarzuciła wart wiele milionów złotych projekt informatyczny. W tle jest infoafera.

Publikacja: 07.01.2014 04:00

19 371 900 zł – tyle od 2008 r. kosztowała policję i MSW budowa systemu, który choć powstał, nie zostanie uruchomiony. Miał usprawnić pracę policjantów dochodzeniowo-śledczych.

Jednak sztandarowy projekt skończył się porażką. Policja zaprzestała nad nim prac, nie chce z niego korzystać i twierdzi, że to bubel. Skąd tak niespodziewany finał?

– Wpłynęły na to infoafera, negatywne stanowisko głównego inspektora ochrony danych osobowych, niedobór w policji specjalistów od informatyzacji, ale i histeria, że wszyscy jesteśmy inwigilowani. Policja w obawie przed kolejną burzą wolała się wycofać – uważa dr Zbigniew Rau, kryminolog i były wiceszef MSWiA. Uważa, że rezygnacja z projektu to poważny błąd.

Miała być rewolucja

Budowę niezwykle potrzebnego systemu sfinansowano głównie z budżetu policji – wydano na to ponad 17 mln zł (kolejne ok. 2 mln zł wydano z Centrum Projektów Informatycznych MSW). Z tego na laptopy przeznaczono 5 mln zł, na drukarki 1,4 mln zł, a na urządzenia mobilne – prawie 8 mln zł (to laptopy odporne na warunki atmosferyczne).

Dodatkowe 4,6 mln zł wyłożyło Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Te pieniądze poszły na sześcioletni nadzór nad projektem, prace naukowo-badawcze wykonywane przez pracowników z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, w tym gratyfikację rektora uczelni Arkadiusza Letkiewicza, późniejszego wiceszefa policji odpowiedzialnego za wdrożenie systemu.

Reklama
Reklama

E-posterunek miał przynieść rewolucję. Policjant z laptopem mógłby wydrukować np. protokół oględzin, a wpisane w nim dane automatycznie trafiłyby do innych policyjnych druków i baz. To miało uwolnić policjantów od papierkowej roboty i dać 60-proc. oszczędność czasu.

– E-posterunek przyspiesza postępowanie przygotowawcze. Zamiast wpisywać dane do kilku protokołów, policjant wypełnia jeden, a dane są automatycznie przesyłane do innych. Inna zaleta: ta elektroniczna aplikacja pozwala na bardzo precyzyjne sporządzenie np. protokołu oględzin miejsca przestępstwa, ponieważ są w niej gotowe słowniki wyrażeń – wylicza korzyści dr Zbigniew Rau.

24 mln zł to łączna kwota, jaką pochłonął projekt e-posterunku. Pieniądze dały policja, MSW oraz Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

Wyjaśnia, że podobne aplikacje są używane już teraz w centrach zarządzania kryzysowego czy w firmach biznesowych, chociażby w telefonii komórkowej. – Na przykład kiedy pracownik przyjmuje reklamację, to otwierają mu się „przegródki" wskazujące, co kolejno ma zrobić i jakie dane wpisać – tłumaczy dr Rau.

E-posterunek był przez półtora roku testowany w pięciu komendach, a jeszcze pół roku temu KGP zapewniała, że go wdroży, choć z poślizgiem. Dziś twierdzi, że aby go ulepszyć, musiałaby wydać jeszcze 1,2 mln zł bez gwarancji sukcesu.

– Mamy pojazd, nie mamy kierownicy, więc nim dalej nie jedziemy – mówił Wojciech Olbryś, wiceszef policji, w grudniu na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych, informując o zaprzestaniu prac. Projekt odesłano do CPI.

Reklama
Reklama

Początek infoafery

Dlaczego szefostwo policji nagle uznało e-posterunek za bubel? Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej, mówi „Rz": – Ta aplikacja od początku jest obarczona wadami prawnymi. Zawiadamialiśmy prokuraturę o tym, że firma, która ją przygotowała, bezprawnie wykorzystała nasze policyjne zasoby. Do końca nie dysponowaliśmy kodami źródłowymi do e-posterunku. Nie można było dalej w to brnąć.

Cieniem na projekcie położyła się infoafera. Od nieprawidłowości w przetargu na budowę e-posterunku zaczęły się zainteresowanie CBA informatyzacją i największa afera korupcyjna, której bohaterem stał się Andrzej M., były dyrektor CPI (dziś podejrzany o przyjęcie ok. 4 mln zł łapówek od firm informatycznych).

To on i policyjny informatyk Marcin P. – jak ustaliły CBA i prokuratura – mieli przekazać firmie Netline tzw. elektroniczny moduł procesowy (zwany później e-posterunkiem), który za grant z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju przygotowali policjanci z uczelni w Szczytnie. W efekcie spółka wygrała przetarg. M. usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści.

Prace nad e-posterunkiem miażdżącej krytyce poddała w 2013 r. NIK.

Co z kupionym sprzętem? Policja twierdzi, że się nie zmarnuje.

Reklama
Reklama

– Wykorzystywany jest jako stanowiska dostępowe do policyjnych baz danych, tworzenia dokumentów i notatek służbowych, również na miejscu zdarzenia, oraz współpracy z czytnikami linii papilarnych i dokonywania sprawdzenia osób w systemie AFIS – mówi Sokołowski i podkreśla, że kupiono je w celu modernizacji sprzętu teleinformatycznego, a nie tylko na potrzeby e-posterunku.

Sokołowski twierdzi, że policja z idei stworzenia programu nie zrezygnowała.

– E-posterunek był testowany przez półtora roku w pięciu komendach i wiem, że policjanci oceniali go pozytywnie. Jak każda nowość, oczywiście wymaga poprawek – mówi dr Zbigniew Rau.

Ktoś to akceptował

Jakie są wątpliwości dotyczące e-posterunku? Jedna z głównych dotyczy charakteru danych wprowadzanych dzięki tej aplikacji. GIODO uważa, że są to zbiory, które trzeba rejestrować.

– Nie zgadzam się z taką interpretacją. To nie są zbiory scentralizowane i przesyłane. To są jakby szablony elektroniczne wypełniane przez policjanta np. podczas oględzin. Ale skoro są wątpliwości, to trzeba zrobić porządną analizę prawną i problem rozwiązać – uważa dr Rau.

Reklama
Reklama

Zwraca uwagę, że nie jest prawdą to, iż w e-posterunku dane byłyby tylko w formie elektronicznej.

– Protokoły są drukowane na miejscu i świadek czy pokrzywdzony je podpisuje. Są więc także w formie papierowej – wyjaśnia Rau.

– Na e-posterunek wydano olbrzymie publiczne pieniądze, a teraz policja nagle twierdzi, że projekt do niczego się nie nadaje – mówi zdziwiony poseł Jarosław Zieliński z PiS, wiceszef sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych.

Uważa, że trzeba wyjaśnić, kto za to odpowiada, co i dlaczego w e-posterunku nie działa.

– Prace ktoś nadzorował i akceptował. Nie można kompromitacji sztandarowego projektu skwitować ogólnikami – przekonuje poseł Zieliński.

19 371 900 zł – tyle od 2008 r. kosztowała policję i MSW budowa systemu, który choć powstał, nie zostanie uruchomiony. Miał usprawnić pracę policjantów dochodzeniowo-śledczych.

Jednak sztandarowy projekt skończył się porażką. Policja zaprzestała nad nim prac, nie chce z niego korzystać i twierdzi, że to bubel. Skąd tak niespodziewany finał?

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Służby
Agent FSB ze stypendium polskiego rządu. Jak rosyjski szpieg znalazł się na specjalnej liście MSZ?
Służby
Akcja CBA. Były wiceminister został zatrzymany
Służby
Akcja CBA. Prezydent i wiceprezydent Nowego Sącza zatrzymani
Materiał Promocyjny
Osiedle Zdrój – zielona inwestycja w sercu Milanówka i… Polski
Służby
Ujawniamy kulisy cofnięcia Sławomirowi Cenckiewiczowi dostępu do tajemnic
Reklama
Reklama