Ministerstwo Finansów przygotowało projekt zmian w ustawie o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych, która stoi na straży starannego, celowego i rzetelnego gospodarowania wspólną kasą przez urzędników, także samorządowych. MF uważa, że przepisy trzeba poprawić, żeby egzekwowanie tej odpowiedzialności było skuteczniejsze.
[srodtytul]Czy za mało kar[/srodtytul]
Z resortowych danych wynika bowiem, iż w latach 2007 – 2009 średnio co piąta sprawa o złamanie dyscypliny finansowej była umarzana m.in. ze względu na nieznaczną szkodliwość naruszenia. Co czwarta sprawa kończyła się uniewinnieniem. Z tych, które komisje orzekające zakończyły orzeczeniem o odpowiedzialności, w 60 proc. odstąpiono od wymierzenia kary, a spośród ukaranych 85 proc. otrzymało najniższą sankcję. W ponad 4 tys. spraw tylko jedną osobę ukarano zakazem pełnienia funkcji związanej z dysponowaniem pieniędzmi publicznymi.
MF uważa więc, że aby wzmocnić prewencyjny, edukacyjny oraz represyjny efekt przepisów o dyscyplinie finansowej, trzeba np. rozszerzyć ich działanie na nowe grupy urzędników, objąć odpowiedzialnością nowe czyny i zaostrzyć wymiar kar. Zupełnie odmienne wnioski wyciągają z obecnego stanu rzeczy samorządowcy, którzy wskazują, że takie zmiany tylko zwiększą koszty prowadzenia postępowań, a nie przyniosą oczekiwanego efektu. Ich zdaniem należałoby raczej doprecyzować przepisy.
Działacze samorządowi zżymają się, że bardzo często chodzi o drobne, formalne nieprawidłowości, bo przecież kradzież czy marnotrawstwo publicznych pieniędzy to sprawa dla prokuratora. Niejednokrotnie wójt czy burmistrz, aby ratować środki gminy czy uchronić je przed uszczupleniem (np. zapłatą kar umownych czy odsetek), zmuszony jest narazić się na odpowiedzialność za naruszenie dyscypliny finansowej, a w dodatku na odium podejrzeń o tzw. przekręty. Potwierdza to Michał Kulesza, profesor prawa administracyjnego na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego: