Nowelizacja ustawy o systemie oświaty, która do 2013 r. pozwala rodzicom decydować o rozpoczęciu obowiązku nauki przez sześciolatka, ma pomóc w lepszym przygotowaniu szkół na ich przyjęcie. Pozostaje pytanie, dla kogo jest ta zmiana i czy intencje zostaną zrealizowane.
Po analizie przepisów prawnych nie tylko ustawy, ale także rozporządzenia o podziale subwencji oświatowej na 2012 r. z pewnością można stwierdzić, że nie. Wydłużenie do czterech lat okresu przejściowego powoduje objęcie nim aż czterech roczników sześciolatków oraz dwóch roczników pięciolatków. W sumie blisko 2 mln dzieci. To dużo, jak na eksperymentowanie. Ich rodzice musieli albo będą musieli podjąć decyzję, czy wysłać dzieci wcześniej do pierwszej klasy. Od tej decyzji zaś zależy nie tylko przyszłość ich dzieci, ale także społeczeństwa.
Naukę bowiem rozpoczynają te sześciolatki, które najlepiej sobie radzą w przedszkolu. Nie oznacza to jednak, że równie dobrze poradzą sobie w szkolnej społeczności. Zależy to od wielu czynników, nie zawsze oczywistych w dniu zapisywania do szkoły. Fakt, że przedszkolak jest diagnozowany, niewiele pomaga. Nauczyciel nie ponosi odpowiedzialności za niepowodzenia dziecka w szkole, a rodzice – tak. Rząd zapewnia, że gwarantuje prawo rodziców do decydowania o przyszłości swoich pociech. Zapomina dodać, że zapisanie dziecka do pierwszej klasy jest proste, ale przeniesienie go do przedszkola – trudne. Daje zatem prawo działające w jedną stronę.
Co prawda, od września subwencją mają być objęte wszystkie sześciolatki. I teoretycznie gminom powinno być wszystko jedno, czy dziecko jest przedszkolakiem czy uczniem. Aby miały pewność, że te pieniądze otrzymają zgodnie z ustawą o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, powinny przekonać rodziców do wysłania sześciolatków do pierwszej klasy. W efekcie może się zdarzyć, że i tak większość trafi do szkół, nie zawsze dobrze przygotowanych. A jeśli nie zostaną uczniami, zapewne będą chodzić do przyszkolnych zerówek, bo gmina nie musi zapewniać im miejsca w przedszkolu. Tak samo będzie zapewne w przyszłym roku, jeśli rząd znowu nie zmieni decyzji.
Resort nie odpowiada też jasno i wyraźnie na wiele pytań dotyczących problemów, jakie niesie nowa reforma, np.: dlaczego nie ma przepisów przejściowych dla dzieci urodzonych w roku 2007? Muszą odbyć zerówkę jako pięciolatki, mimo że obowiązek szkolny mogą rozpocząć w wieku siedmiu lat. Dlaczego ustawa nie wprowadza procedury przeniesienia dziecka sześcioletniego niedającego sobie rady w szkolnej rzeczywistości? Zarówno poprzednia nowelizacja, jak i obecna milczy w tej kwestii, dając władzę nad rodzicami dyrektorom i wójtom.