Zbieranie zbyt wielu danych o mieszkańcach, próby narzucania limitów na wyrzucane przez lokatorów odpady czy dowolność w ustalaniu częstotliwości wizyt śmieciarki – to niektóre z problemów, jakie pojawiły się po wprowadzeniu nowego systemu odbioru odpadów. Jest ich jednak znacznie więcej.
Budowa może jeszcze potrwa
Katarzyna Sosnowska, prawnik z kancelarii CMS Cameron McKenna, wylicza, że podczas 100 dni funkcjonowania nowego systemu gospodarki odpadami pojawiły się m.in. kłopoty z organizacją przetargów na odbiór odpadów komunalnych, protesty mieszkańców w sprawie opłat za gospodarowanie odpadami czy niedoinformowanie urzędników.
– Należy jednak pamiętać, że budując nowy system, trzeba od czegoś zacząć, dlatego dobrze się stało, że ustawa weszła w życie, mimo że nie jest przecież idealna. Dzięki niej mamy szansę na ucywilizowanie polskiej gospodarki odpadami, chociaż wiele lat upłynie, zanim dorównamy krajom europejskim w tym zakresie – mówi Katarzyna Sosnowska.
To jednak oczywiście nie oznacza, że ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach nie trzeba poprawiać. Funkcjonowanie nowego systemu już obnażyło jej wadliwe elementy, które powodują wątpliwości i wymagają szybkich zmian.
Pojawił się choćby problem dotyczący tego, czy i kiedy gmina może wskazywać firmie, która wygrała przetarg, gdzie ma zawozić odpady odebrane od mieszkańców. Wiele samorządów w specyfikacji przetargów na sam odbiór odpadów wskazało, by firmy woziły je do konkretnych regionalnych instalacji przetwarzania odpadów. Nie wszystkim spodobały się te wymagania i sprawą zajęła się Krajowa Izba Odwoławcza. W swoim wyroku wskazała ona, że jeśli przetarg dotyczy samego odbioru odpadów, to zamawiający ma prawo wskazać miejsce ich zagospodarowania. Przedmiotem zamówienia jest wówczas odbiór i transport odpadów, a ich zagospodarowanie to zadanie gminy.