Od 1 stycznia 2018 r. za sprawą błyskawicznie uchwalonej przez Sejm ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków funkcję regulatora cen wody będzie sprawował prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie" oraz dyrektorzy regionalnych zarządów tej instytucji. Mają zatwierdzać m.in.: gminne taryfy za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i odprowadzanie ścieków. Taryfa ma obowiązywać trzy lata. Do tej pory był to rok.
Mariusz Gajda, wiceminister środowiska, twierdzi, że nowy regulator nie będzie narzucał taryf wody, tylko je kontrolował. Ma to uchronić Polaków przed nieuzasadnionymi zwyżkami cen za wodę.
Samorządy zaś uważają, że ingerencja w działalność gospodarczą spółek wodociągowych może prowadzić do strat, co stanie się podstawą roszczeń odszkodowawczych. Jeśli bowiem regulator wyda błędną decyzję, odpowiedzialność za nią poniesie gmina. Izba Gospodarcza „Wodociągi Polskie" uważa, że przepisy można jeszcze poprawić.
W myśl ustawy regulator ma prawo wymierzać kary za nieprzestrzeganie obowiązku przedstawienia do zatwierdzania taryf lub stosowania zawyżonych cen albo stawek opłat już po ich zatwierdzeniu. Gdy więc „Wody Polskie" ocenią projekt taryfy negatywnie, to spółka będzie musiała obniżyć ceny. I nie będzie miała znaczenia np. jej zła sytuacja ekonomiczna. Jeśli przedsiębiorstwo nie przedłoży w terminie określonym przez regulatora poprawionego projektu taryfy, ten określi tymczasową taryfę. Między innymi z tego powodu samorządowcy chcieli odrzucenia projektu w całości.
– Uchwalony już projekt ingeruje w wykonywanie zadania własnego, pozbawia samorządy prawa ustalania cen wody i ścieków, a także wprowadza nadzór nazwany „specjalistycznym", szerszy niż kryterium legalności, o którym mówi konstytucja – uważa Andrzej Porawski, sekretarz strony samorządowej w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. A gdy regulator nie uwzględni kosztów spółki, trzeba będzie do wody dopłacać, kosztem innych inwestycji lub jakości usług.