Mediacja sprawdzi się w urzędzie

Rozmowa: Andrzej Szpor, prawnik i mediator Centrum Rozwiązywania Sporów i Konfliktów UW

Publikacja: 15.06.2014 12:00

Rz: Mediacja w Polsce jest coraz popularniejsza w sporach gospodarczych między przedsiębiorcami. A jak jest w administracji, czy ktoś o niej słyszał ?

Andrzej Szpor:

Zdziwię panią. Oczywiście, tak. Pamiętam dobrze  zeszłoroczny przykład Centrum Komunikacji Społecznej m.st Warszawy. Chodziło o spór na placu Grzybowskim. Plac jest rajem dla fanów deskorolek i to nie tylko Polaków. Z kolei mieszkańcy okolicznych bloków narzekali od dawna na hałas i zniszczenia. Miasto prowadziło konsultacje społeczne dotyczące zagospodarowania placu, a zmieniły się one w mediację mieszkańców i deskorolkarzy. Dzięki temu mieszkańcy przypomnieli sobie, jaką uciążliwością był dla nich za młodu zakaz gry w piłkę. Zrozumieli więc perspektywę deskorolkarzy.

Z kolei fani deskorolek uświadomili sobie, że starsi mieszkańcy potrzebują spokoju. Finał był taki, że urzędnicy nie narzucili własnego regulaminu zachowania na placu, lecz przyjęli – za aprobatą mieszkańców – propozycję deskorolkarzy: zakaz jeżdżenia obowiązuje codziennie po godzinie 17.00 oraz przez całe niedziele. I wszyscy są zadowoleni.

A zdarzały się sytuacje, w których o mediacje aż się prosiło a ich zabrakło?

Przychodzi mi na myśl przypadek nietypowy, kiedy administracja unikała zaangażowania się w roli mediatora. Warszawski Zarząd Gospodarki Nieruchomościami (ZGN) wynajmuje m.in. lokale komunalne. W jednym z nich mieściła się przez kilka lat klubokawiarnia Chłodna 25, znaczące miejsce na mapie kulturalnej Warszawy. Niestety, była też uciążliwa dla niektórych sąsiadów. Powołując się na hałas i ekscesy, wystąpili oni o wypowiedzenie umowy najmu.  Właściciel klubu chciał dogadać się z mieszkańcami w trakcie mediacji. Niestety,  ZGN umył ręce, a inna komórka dzielnicy – wobec sprzeciwu wspólnoty mieszkaniowej – nie przedłużyła zezwolenia na sprzedaż alkoholu. Z tego powodu kultowe miejsce na Woli zniknęło. Zabrakło animatora i promotora porozumienia, ponieważ urzędnicy – można odnieść takie wrażenie – woleli święty spokój od cennej inicjatywy lokalnej.

Ten przykład dowodzi, że urzędnicy nie są świadomi pozasądowej drogi rozwiązywania sporów.

Mimo ryzyka nieporozumień i spektakularnych nieraz porażek strony nie szukają raczej pośrednictwa mediatorów. O ile mi wiadomo, nie ma w Polsce urzędu czy instytucji administracyjnej, w których korzystanie z mediacji byłoby normą – np. w ramach tzw. polityki zarządzania konfliktami.

W sądach administracyjnych sytuacja jest szczególnie deprymująca: mediacja się nie przyjęła. Dziesięć lat temu, kiedy w procedurze pojawiło się tzw. postępowanie mediacyjne, na tę drogę skierowano zaledwie 679 spraw i załatwiono dzięki temu 170 z nich; w ubiegłym roku do mediacji trafiło osiem spraw, a finał znalazło ostatecznie pięć postępowań. Na 80 tysięcy spraw!

Dlaczego mediacja nie sprawdziła się w postępowaniu sądowo-administracyjnym?

Jest kilka powodów. Po pierwsze, instytucję mediacji wprowadzano i reklamowano jako metodę przyspieszenia biegu postępowania. Kompleksowa reforma procedury i ustroju sądów administracyjnych z 2004 roku sprawiła jednak, że na rozpoznanie skargi przez sąd czeka się dziś w Polsce stosunkowo krótko. Postępowanie mediacyjne nie jest więc dla stron – pod tym względem – tak atrakcyjne.

Po drugie, tzw. postępowanie mediacyjne przed sądami administracyjnymi ma niewiele wspólnego z klasyczną mediacją. Wpisuje się bowiem w tradycyjną, prawniczą kulturę spierania się. Jest zbytnio powiązane z podstawowym celem procedury, jakim jest rozstrzygnięcie – tj. autorytatywny wybór lepiej uzasadnionego stanowiska. Tak tłumaczę sobie powody, dla których mediatorem w sądach administracyjnych może być wyłącznie sędzia bądź referendarz sądowy, a nie zewnętrzny profesjonalista.

Rolą takiego mediatora jest pomaganie stronom w analizie akt i uzgadnianiu sposobu zakończenia postępowania sądowego. Trudno oczekiwać od niego, by poświęcał wiele czasu kwestiom pozaprawnym np. emocjom zawiedzionego petenta czy godności urzędnika – ofiary uprzedzeń antybiurokratycznych. Taki mediator nie ma szukać ze stronami kreatywnych rozwiązań. Dlatego rozumiem doświadczonych radców prawnych w urzędach, którzy nie widzą potrzeby powtórnego analizowania akt sprawy w ramach pseudomediacji.

Może mediacja w procedurze administracyjnej powinna być  obowiązkowa?

Nawet gdyby wprowadzić klasyczną mediację do procedury sądowoadministracyjnej, to jej przydatność byłaby na razie niewielka. Typowym stronom, jakie spotykam w praktyce mediacyjnej, bardzo brakuje aktualnej wiedzy o konfliktach. Pokutuje wciąż np. przekonanie, że do stołu warto siadać jedynie wtedy, gdy obie strony są gotowe na ustępstwa. Gdy przepisy nie dają administracji dużego pola do manewru, urzędnicy, a bardziej jeszcze radcy prawni, wolą zwykle walczyć o wygraną – tzn. o potwierdzenie legalności ich działań przez sąd. Nie troszczą się natomiast zbytnio o kwestie tak niewymierne, jak: dobra komunikacja z obywatelem, odbudowa wzajemnego zaufania i sprzyjanie temu, by obywatel dobrowolnie pogodził się z decyzją dla niego niekorzystną. Podobnie zresztą myślą niektórzy sędziowie. Rozumiem przy tym część z nich, bardzo obciążonych sprawami, a rozliczanych z ilości spraw załatwionych, którzy unikają kierowania ich do mediacji. Żeby to zrobić, sędzia musi i tak zapoznać się z aktami. Wtedy często wyrabia sobie pogląd na temat kierunku ewentualnego rozstrzygnięcia. Po co miałby w tej sytuacji tracić czas i ryzykować, że strony nie znajdą samodzielnie właściwego rozwiązania?

Zanim sprawa trafi do sądu, toczy się przed organem pierwszej instancji, czyli w urzędzie. Dlaczego urzędnicy są niechętni, by szukać sposobu załatwienia sprawy w drodze mediacji?

Spotkałem wielu urzędników, którzy chcą mediacji i dobrze sobie radzą w jej trakcie – jeśli tylko zwierzchnik zezwoli im na to. Problem jest więc raczej systemowy i po części – kulturowy. O administracji myśleliśmy długo jako o aparacie państwowym, działającym ściśle według prawa, bezosobowo i racjonalnie. Chodziło o przewidywalność i bezpieczeństwo oraz o uczciwość i równe traktowanie. Dziś oczekiwania społeczne bardzo się rozwinęły: chcemy też administracji przyjaznej, elastycznej, kreatywnej i ludzkiej. Urzędnicy w takiej administracji korzystaliby z mediacji często.

Niestety, dzisiejsze procedury kontroli, ale też i systemy motywacyjne, przynależą do poprzedniego ustroju. Do pewnego stopnia można to zrozumieć: ponieważ zaufanie do administracji jest bardzo niskie, a wiedza o konfliktach – słaba, kierownik danej instytucji, który chciałby wyjść obywatelowi, czy przedsiębiorcy naprzeciw, korzystając z mediacji, jest ryzykantem. „Wychylając się" może spodziewać się kontroli, podejrzenia korupcji lub przekroczenia uprawnień. Rutynowy spór i przegrana przed sądem są znacznie prostsze i pozwalają zrzucić odpowiedzialność za problem.

Jak zachęcić urzędników do tego, by  proponowali stronom załatwienie sprawy w drodze mediacji?

Na poziomie systemowym było by świetnie, gdyby Najwyższa Izba Kontroli zbadała, ile kosztują spory, którymi nie próbujemy nowocześnie zarządzać. Ile tracimy rocznie pieniędzy, czasu, nerwów i szans rozwojowych, ponieważ nie próbujemy konfliktom zapobiegać, ani ich nie rozwiązujemy w sposób konstruktywny. Zawsze mnie zastanawiało, ilu emigrantów wyjechało z Polski po doświadczeniach nieporadności administracji w sytuacjach spornych. Potrzeba też – może ze strony Ministerstwa Finansów – wytycznych dla kierowników jednostek sektora finansów publicznych, które określiłby, jak szacować ryzyko związane z konfliktami.

To chyba nadal za mało.

Dlatego oprócz tamtych działań trzeba  też projektować  i pilotażować  wdrażanie całych systemów zarządzania konfliktami, np. w większych samorządach terytorialnych. Na poziomie konkretnych urzędów i w konkretnych sporach stawiałbym urzędnikowi trzy pytania orientacyjne. Pierwsze – czy na pewno wiesz, czego rzeczywiście potrzebuje obywatel/przedsiębiorca, formułujący swoje stanowisko w danej sprawie. Czy potrafisz wskazać mu najlepszy możliwy sposób zaspokojenia tych potrzeb? Drugie – czy wiesz, jak myśli on o swojej sytuacji, jak się w niej czuje i do czego może się posunąć, w zależności od tego, jakie podejmiesz działania w konflikcie? Trzecie – czy sądzisz, że obywatel/przedsiębiorca ci ufa, rozumie twój język i system, w ramach którego funkcjonujesz? W tym zakresie bowiem mediator może naprawdę stronom pomóc.

Rz: Mediacja w Polsce jest coraz popularniejsza w sporach gospodarczych między przedsiębiorcami. A jak jest w administracji, czy ktoś o niej słyszał ?

Andrzej Szpor:

Pozostało 98% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów