Tak twierdzą zgodnie prezesi urzędów regulacji energetyki i zamówień publicznych.
Mimo że rynek energii elektrycznej został w pełni otwarty blisko rok temu, to wiele urzędów i instytucji zobowiązanych do stosowania przepisów o zamówieniach nie pozbyło się starych nawyków i zamawia prąd z wolnej ręki (na podstawie art. 67 ustawy o zamówieniach).
Nie zawiadamia też o tym prezesa UZP. Ze statystyk UZP wynika, że w tym roku tylko kilkudziesięciu zamawiających ogłosiło przetargi na dostawę prądu. Tymczasem dzisiaj z wolnej ręki można umówić się tylko na dystrybucję energii, ponieważ na określonym terenie działa tylko jedna firma przesyłowa. Natomiast potrzebne instytucjom megawaty można kupić na wolnym rynku, od 14 spółek obrotu.
– Dlatego stosowanie konkurencyjnego trybu zamówień powinno być normą wśród odbiorców z sektora finansów publicznych – wyjaśnia Dariusz Piasta, wiceprezes Urzędu Zamówień Publicznych. Przyznaje jednak, że nadal można zawierać umowy na czas nieoznaczony. Przepisy te mają być jednak w przyszłości zmienione.
Z kolei Marek Woszczyk, wiceprezes URE, przestrzega, żeby zamawiający energię na czas nieoznaczony nie zastawili w ten sposób pułapki na samych siebie. Jego zdaniem firmy energetyczne, umawiając się na długi czas, będą bowiem oferowały wyższe ceny. Przy umowach na krótszy okres, czyli na czas oznaczony, dostawcy prądu chętniej zdecydują się konkurować ceną.Zgodnie więc z prawem zamówień publicznych zamawiający mają dzisiaj dwie możliwości przy umawianiu się o energię elektryczną: