Przyjęty przez rząd obszerny projekt zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych wprowadza kilka bardzo kontrowersyjnych rozwiązań. Protestowali przeciwko nim sędziowie.
I tak, minister sprawiedliwości będzie mógł żądać przesłania do resortu akt spraw sądowych w toku. Ministerstwo Sprawiedliwości, autor ustawy, zastrzega, że chodzi o szczególnie uzasadnione przypadki. Przepis ten, choć nie podoba się sędziom, ma umożliwić ministrowi efektywne sprawowanie nadzoru administracyjnego nad ich działalnością. Nowe uprawnienie ministra nie może jednak utrudniać pracy sądom. Z takiej możliwości skorzystał dwa lata temu Jarosław Gowin po wybuchu afery Amber Gold.
Środowisko oburza też nowa kara dyscyplinarna, która ma uzupełnić ich katalog. Oprócz nagany, upomnienia i wydalenia ze służby sędziom mają też grozić wysokie kary finansowe. Będą wynosić od 5 do 15 proc. ich wynagrodzenia. Kara mogłaby trwać od sześciu miesięcy do dwóch lat. Chodzi o całkiem spore kwoty. Doświadczony sędzia w apelacji mógłby płacić nawet 2 tys. zł miesięcznie, bo dochodzi jeszcze dodatek funkcyjny. Przez dwa lata daje to karę w wysokości ok. 50 tys. zł.
Krótsze będą też delegacje sędziów. Maksymalny czas delegowania sędziego do pracy w MS ma wynosić pięć lat, a w uzasadnionych przypadkach będzie go można wydłużyć. Łączny czas delegowania nie może być jednak dłuższy niż dziesięć lat.
Ministerstwo Sprawiedliwości ma też dostać prawo do przedstawienia Sądowi Najwyższemu wniosku o rozstrzygnięcie rozbieżności w wykładni prawa w orzecznictwie sądów: zarówno powszechnych, wojskowych, jak i Sądu Najwyższego. Propozycja nowelizacji przewiduje też wprowadzenie odpowiedzialności karnej za podanie fałszywych informacji w oświadczeniu majątkowym przez sędziów i prokuratorów oraz doprecyzowanie rodzajów dokumentów składanych przez kandydatów na ławników.