Pomysł wprowadzenia do polskiego systemu prawnego skargi nadzwyczajnej jest bardzo odważny i ryzykowny. Nie należy jednak przekreślać go już na początku dyskusji, ubierając wyłącznie w polityczne szaty, bo to intelektualnie nieuczciwe.
Prawnicy, którzy mają styczność z salą sądową, ale i dziennikarze wielokrotnie spotykali się z czymś, co można nazwać niesprawiedliwością sądową, sprawiedliwością proceduralną. Budziła wewnętrzny sprzeciw, bo była sprzeczna z moralnym osądem. Skarga zapewne nie naprawi wszystkich niesprawiedliwości świata, stosowana jednak w najbardziej drastycznych, głośnych sprawach, może podnieść zaufanie do instytucji sądowych w. Jest dziś na bardzo niskim poziomie.
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. I to od nich zależy, czy instytucja skargi odegra pozytywną rolę, czy też przyniesie więcej strat niż korzyści.
Istotne są kryteria dopuszczalności skargi, które zdeterminują stopień ich autoryzowania. To, że będzie je składał rzecznik praw obywatelskich czy rzecznik praw dziecka, czy nawet prokurator generalny, nie niepokoi. Większe obawy budzi przekazanie takiego uprawnienia aktywnym politykom: posłom i senatorom. To rodzi zagrożenie, że będą składane z populistycznych czy wręcz politycznych pobudek. Takie skargi nie tylko skompromitują tę instytucję, staną się wręcz niebezpieczne dla systemu prawnego, gdyż znajdzie się wytrych do podważania prawomocnych orzeczeń.
Ważne wydaje się zatem, aby składanie skarg było zawężone do sytuacji wyjątkowych, tak aby nie zatkały Sądu Najwyższego. To by sprawiło, że dołączą do kategorii spraw, na których rozstrzygnięcie czeka się latami. A chyba nie oto w tym wszystkim chodzi.