Dlaczego pokazuje pan w warszawskiej Zachęcie brazylijską artystkę Annę Bellę Geiger?
Cieszę się, że mogę zaprezentować w Warszawie artystkę, która wprawdzie urodziła się w Brazylii, ale jej rodzice wyemigrowali tam z Polski już jako dorośli ludzie. Anna Bella tę genetyczną polskość wciąż w sobie ma. No i jest świetną artystką, 85-letnią nestorką, która do dziś tworzy, jeździ po świecie. To nie jest częste.
Już pan gdzieś wcześniej prezentował jej prace?
Na wystawie „Poza – o polskości sztuki polskiej”, której byłem kuratorem w 2006 roku w Hartford w Connecticut w Real Art Ways – niekomercyjnym, a liczącym się regionalnym centrum kultury zainteresowanym sztuką międzynarodową, jednym z nielicznych już takich w USA. Pokazałem wtedy sztukę polską nie tylko z jednej oczywistej perspektywy, artystów tworzących w kraju – Zofii Kulik, Dominika Lejmana, Karoliny Breguły, Krystiany Robb-Narbutt. Na wystawie pojawiły się także prace mieszkających poza krajem. Dołączyłem do nich jeszcze tych mających nieoczywiste związki z Polską, w pierwszej chwili niezbyt czytelne. Wśród nich były Anna Bella i Frida Baranek z Brazylii, a także Urszula von Rydingsvard, urodzona w obozie przejściowym w Niemczech po wojnie, Anna Białobroda, która wyjechała z Polski jako malutkie dziecko. Wystawa odbiła się szerokim echem, „New York Times” napisał z niej dużą recenzję, m.in. podkreślając udział w niej Anna Belli Geiger.
Kuratorowanie jest bardziej zajmujące niż krytyka sztuki?