[b] Dominującym motywem pani twórczości jest martwa natura. Skąd biorą się przedmioty na pani obrazach? [/b]
Na początku motywacja była natury psychologicznej. Dużo kosztowały mnie spotkania z innymi ludźmi. Nawet tak zdawałoby się neutralne i oczywiste jak praca z modelem na akademii. Zmęczony, obnażony wobec innych człowiek był przejmujący. Miałam trudności ze zdystansowaniem się, a obraz tego wymaga. Przedmiot zaś jest czymś neutralnym, nie "patrzy na mnie", nie wymaga interakcji. Po pewnym czasie okazało się, że przewrotnie piękny świat zgrzebnych przedmiotów mnie pochłonął. Wystarczy, że pochylimy się nad nimi, a one ukazują nam swoją godność. Nawet te najbardziej upodlone, jak znajdowane przypadkowo kości.
[b]Kości odsyłają do wanitatywnych wątków w pani sztuce, do motywów przemijania. Ale ja mam wrażenie, że to taki interpretacyjny wytrych. Widziałabym tu chyba więcej zachwytu niż przemijania. [/b]
To prawda. Motyw vanitas zawsze wydawał mi się przewrotny. Z jednej strony nawiązuje do biblijnego "marność nad marnościami" Eklezjasty. Kiedy jednak patrzymy na przedstawienia vanitas, widzimy, jak artyści opiewali w zachwycie kruche piękno świata. Próbuję robić to samo. Dla mnie obrazy są jakby małymi relikwiarzami, zawierającymi szczątki materii, które trzeba ocalić. To może naiwne. Ostatecznie z materii nie ocaleje nic. Warto jednak ją zachować, pozachwycać się choćby przez moment.
[b]Całe pani malarstwo budzi skojarzenia z barokiem, jego duchowością, religijnością, ale i ikonografią. To nie są dziś modne wartości.[/b]
Tak, jestem nie modnym, ale współczesnym artystą. Patrzę na świat z perspektywy własnego życia, czerpiąc z bogactwa tradycji, inna postawa wydaje mi się barbarzyństwem. Ikonografia chrześcijańska to dla mnie ciągle otwarta przestrzeń. Można się w niej zanurzać bez końca, nadając sens także naszym jednostkowym, egzystencjalnym doświadczeniom. Nie podążam za modą, z natury zawsze jestem w ariergardzie. Ale może właśnie tam, na tyłach, jest większa szansa na przetrwanie?