Temat „Ostatniej Wieczerzy" powraca niezwykle często w realizacjach malarzy europejskich. Swoją najsławniejszą, najbardziej kanoniczną wersję uzyskał pod pędzlem Leonarda da Vinci w refektarzu mediolańskiego klasztoru przy kościele Santa Maria delle Grazie. Kompozycja jest frontalna, symetryczna – chciałoby się rzec – renesansowa.
Mimo że jest to moment, w którym z ust Jezusa padają słowa: „Zaprawdę powiadam wam: jeden z was mnie wyda", nie widać, że następnego dnia Chrystus zostanie ukrzyżowany; nie można właściwie odkryć dramatu Judasza, który zaraz zdradzi Jezusa, by dopełniło się proroctwo. Jeżeli nawet dramat wisi w powietrzu, to nikt go nie wyczuwa.
„Ostatnia Wieczerza" Tintoretta namalowana w latach 1592-94, została ukończona w roku śmierci malarza. Jego pomysł na przedstawienie niezwykle ważnego momentu ustanowienia sakramentów stoi na antypodach zamysłu Leonarda. Kompozycja jest mroczna, uciekająca w głąb obrazu, przeważają tu linie diagonalne. Ekspresja, iluminacja, wizja – dominują w pomyśle na zakomponowanie tej sceny. Światło zjawia się zupełnie nieobiektywnie. Rozbłyska w dwóch punktach – z lampy oliwnej zawieszonej po lewej stronie i z aureoli Chrystusa. Lampa oliwna w istocie eksploduje, a nie świeci, nie lepiej dzieje się wokół głowy Jezusa. Niektórzy chcą widzieć w świetle tryskającym z lampy uobecnienie Ducha Świętego. Nie plącząc się w interpretacjach, przyznać trzeba, że niczego podobnego dotąd nie oglądano w malarstwie europejskim. Nic dziwnego, że obraz raczej się nie podobał, na przykład Rubensowi odwiedzającemu Wenecję. Nieco później Velazquez musiał już ulec jego sile, malując jego kopię.
To dzieło było kulminacją artystycznych poszukiwań Tintoretta. Nad laguną słynął jako malarz o niezwykle szybkim stylu – wyrazistym i szkicowym. Podobno swoją naukę zaczynał u Tycjana, któremu nie spodobała się jego technika. Nie zaznał więc protekcji mistrza i sam musiał walczyć o miejsce dla siebie i swojej sztuki. Zdobywał zamówienia wyłącznie w Wenecji. Żaden europejski monarcha nie oczekiwał na jego dzieła, jak się to miało z Tycjanem. Ponieważ jego obrazy były znacznie tańsze, musiał ich malować wiele i szybko. W jego czasach na tę szybkość, malarską sprawność, swoistą szkicowość spoglądano jak na pewien brak umiejętności czy może malarską nierzetelność. Dziś nikomu by to nie przyszło do głowy, ale zarazem pewnie i dziś patrzymy na jego dzieła nie tak chętnie jak na osiągnięcia kolegów – Tycjana czy Veronesego.