Miał kompleks wielkiej sztuki. Żeby wznieść się na malarskie wyżyny, kopiował tych, których podziwiał. Albo raczej – po swojemu interpretował ich dzieła. Często z miernym skutkiem.
Prezentacja w narodowej brytyjskiej galerii bezlitośnie obnaża słabości Turnera, charakterologiczne i artystyczne. To pierwsza w historii konfrontacja angielskiego geniusza z największymi europejskimi twórcami. W drużynie obcych mistrzów znaleźli się m.in.Tycjan, Veronese, Poussin, Rubens, Rembrandt, Ruisdael, Watteau, Canaletto.
Prawie trzydziestu. A naprzeciwko stanął samotny londyńczyk, uzbrojony w ambicję, tytaniczną pracowitość oraz… podróżniczą pasję. Dzieła zaaranżowano w duetach – wersja Turnera kontra pierwowzór. W sumie ponad sto obrazów z angielskich i zagranicznych kolekcji.
[srodtytul] Szalona lokomotywa [/srodtytul]
Królowa Wiktoria utrzymywała, że był szalony. Podobnego zdania było wielu jego współczesnych. Cóż to za pomysł na życie, nieustannie podróżować? Pieszo, dyliżansem, potem koleją parową? Nie założyć rodziny, tylko gdzieś na boku spłodzić dwie córki? Ostatecznego argumentu na swą niepoczytalność artysta dostarczył w momencie, gdy… zaginął. Celowo. Przeprowadził się do skromnego mieszkania w dzielnicy Chelsea, pod przybranym nazwiskiem Booth. Niewiele brakowało, a odszedłby z tego świata jako nieznany starzec. A dożył jak na swoje czasy wieku sędziwego – 76 lat.