W Państwowej Galerii Sztuki artysta pokazał po raz pierwszy prace namalowane na... rysunkach Jana Heweliusza. No, nie na oryginałach – na fotograficznych kopiach powiększonych na płótnach.
Czy ktoś wiedział, że XVII-wieczny astronom z Gdańska poza geniuszem matematyczno-konstruktorskim wyróżniał się jeszcze talentem plastycznym? Heweliusz osobiście – przepięknie! – zilustrował swój „Atlas ciał niebieskich". Umieścił tam 56 rycin konstelacji gwiezdnych, zinterpretowanych w formie figur, zgodnie z tradycyjną, mitologiczną konwencją. Tak więc Centaurus jest koniem z torsem mężczyzny; Aquarius – młodzieńcem wypuszczającym z dłoni strumienie wód; Andromeda to szybująca w przestworzach młoda kobieta.
Malarz astronomiczny
Fangor wybrał z „Atlasu..." 28 ilustracji (dwie z nich pojawiają się w dwóch różnych wersjach) – i zaszalał. Heweliuszowe figury potraktował jako konstrukcję, czy raczej szkice, dla własnych malatur. Nie trzymał się sztywno konturów sylwet, wykraczał poza nie, jedne zamalowywał, inne traktował impresyjnie, pokrywając plamkami, ciapkami, cieniowaniem. Dorabiał tła, zamieniał niebo w ziemię, bawił się skojarzeniami i symboliką barw.
Szastał pędzlem energicznie, ekspresyjnie, nonszalancko. W niektórych przypadkach uzyskał efekt prawie abstrakcyjnych kompozycji; w innych wydobył swoistą „gwiezdną narrację", dodając treści od siebie za pomocą gamy kolorystycznej.
W całości cykl sprawia wrażenie dziecięcej zabawy z książeczką do malowania.
Choć nie jest to największe artystyczne osiągnięcie Fangora, imponuje jego inwencja i odwaga. Tak mają tylko najwięksi – nie boją się eksperymentów ani krytycznych opinii. Zwłaszcza że rozgrywka Fangora z Heweliuszem ma uzasadnienie.