Wszyscy wiedzieli, że prezydent ma prawo weta, ale dopiero teraz spektakularne odrzucenie próby jego obalenia pokazało, jakie to jest mocne narzędzie. Potwierdza to też fakt, że przez lata weto obalono zaledwie kilka razy, a często w ogóle Sejm tego nie próbował.
Rachunkowo patrząc, większość rządowa potrzebuje na co dzień co najmniej ½ posłów, ale dla obalenia weta wymaga się 3/5, a tyle w warunkach polskich do weta trudno zebrać. Zwłaszcza w sprawach mocno różniących wyborców nawet tej samej partii czy koalicji, gdyż dyscyplina partyjna przy głosowaniu może nie pomóc, gdy poseł „zachoruje” lub „spóźni się” na pociąg.
Za przyznaniem prezydentowi prawa weta stoi naturalnie głębsza konstytucyjna racja, żeby ustawy, które nie cieszą się poparciem prezydenta, miały przynajmniej poparcie istotnej większości sejmowej.
Czytaj więcej
Kilkudniowe utarczki o informowanie prezydenta o dywersji na kolei każą pytać, czy nie można było...
Weto ma mniejsze znaczenie, gdy prezydent i większość rządowa są z tego samego politycznego czy ideowego obozu, ale nawet wtedy prezydent powinien pamiętać o pozostałej części obywateli, tym bardziej gdy jest z przeciwnego obozu i deklarował w programie wyborczym inne rozwiązania niż większość rządowa. Wtedy konieczne są negocjacje i kompromisy między dwoma reprezentantami obywateli: większością sejmową a prezydentem, jeszcze przed uchwaleniem ustawy, żeby w szczególności nie naruszała ona porządku konstytucyjnego, bo prezydent ma obowiązek stać na jego straży i właśnie do tego ma weto. Prezydent Karol Nawrocki przypomniał zresztą, że podpisał już 95 ustaw, a zawetował 17, a przed podjęciem takich decyzji pracuje nad ustawą zespół specjalistów, w tym prawników.