Maksymilian Stanulewicz: Reasumpcja. Ostrożnie z porównaniami

Targowiczanin dziś znaczy co innego niż trzysta lat temu.

Aktualizacja: 24.08.2021 12:12 Publikacja: 24.08.2021 02:00

Maksymilian Stanulewicz: Reasumpcja. Ostrożnie z porównaniami

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Niewątpliwie 11 sierpnia 2021 r. i słowo „reasumpcja" wejdą już na stałe do historii polskiego parlamentaryzmu. Podobnie zresztą jak ostentacyjne i pełne dezynwoltury zachowanie Pawła Kukiza, który umożliwił partii rządzącej uniknąć klęski w sprawie „Lex anty-TVN". Postawa Kukiza i jego kolegów, zwłaszcza memicznego wręcz Jarosława Sachajki, spotkała się z druzgocącą krytyką zarówno opozycji, jak i licznych komentatorów. Pojawiły się porównania do sprzedajnych posłów doby stanisławowskiej, wręcz targowiczan, zwolenników szlacheckiej anarchii i sprawców upadku państwa w XVIII w.

Czytaj także: Lepsza strona reasumpcji

Nie wchodząc tutaj w rozważania o bezprzykładnym naruszeniu standardów parlamentaryzmu i nasilającej się, wraz z kolejnymi kryzysami koalicyjnymi, korupcji politycznej, podkreślić trzeba, że krytycy Pawła Kukiza swe porównania nie zawsze formułują trafnie. Są to bowiem często uogólnienia, efektowne i w jakiejś mierze oparte na wiedzy, ale wiedzy potocznej. Ma się wrażenie, że działa tu prosty schemat myślowy: Sejm-kupowanie głosów-anarchia-rozbiory. Mechanizmy ówczesne te 250–300 lat temu, były jednak inne, bo inne były źródła parlamentaryzmu, inne pojmowanie mandatu posła, inne mechaniki władzy inne rozumienie wreszcie suwerenności.

Czym był Sejm?

Sejm Rzeczypospolitej szlacheckiej był naczelnym organem władzy i centrum jej życia politycznego choć, w przeciwieństwie do Sejmu Ustawodawczego z 1919 r., nie był suwerenem. Suwerenność bowiem aż po Konstytucję 3 Maja koncentrowała się w osobie króla. Sejm zaś składał się z tzw. trzech stanów sejmujących, a nie – co jest błędem często powielanym i funkcjonuje w powszechnej świadomości – z dwóch izb. To właśnie rywalizacja o zakres i wykonywanie władzy suwerennej pomiędzy owymi stanami, czyli królem, izbą poselską i Senatem była osią gwałtownych nieraz, politycznych i ustrojowych sporów w dawnej Rzeczpospolitej. Istnieje zatem zasadnicza różnica w stosunku do czasów nam współczesnych, kiedy przez Sejm i zgodnie z Konstytucją suwerenny Naród wykonuje władzę w Rzeczypospolitej.

Wspomniane spory w Polsce przedrozbiorowej nabrały ostrości w XVII w. wraz z rozkładem tzw. ruchu egzekucyjnego i śmiercią jego przywódcy, kanclerza Jana Zamoyskiego (1605 r.). W konsekwencji doszło do wybuchu dwóch rokoszów szlacheckich i krwawych wojen domowych z lat 1606/07 i 1665/66, które – wbrew intencjom przywódców, czyli Zebrzydowskiego i Lubomirskiego – doprowadziły do umocnienia się systemu tzw. oligarchii magnackiej. I to właśnie z epoką oligarchizacji polskiego życia politycznego od połowy XVII w. kojarzone są wszystkie wynaturzenia staropolskiego parlamentaryzmu, który był machiną niezwykle skomplikowaną.

Kim był poseł?

W Sejmie dawnej Rzeczpospolitej tylko izba poselska pochodziła z wyborów. Senat bowiem, wywodzący się z dawnej rady królewskiej, gromadził najwyższych dostojników państwowych tak świeckich (urzędnicy koronni i nadworni, wojewodowie i kasztelanowie), jak i duchownych (arcybiskupi i biskupi), pod przewodnictwem króla. Do Senatu zatem wchodziło się niejako z urzędu. Upraszczając, w Senacie zasiadała magnateria, zaś w izbie poselskiej – średnia i drobna szlachta.

Posłowie szlacheccy byli wybierani przez organy samorządu szlacheckiego jakim były sejmiki, które wyposażały posła w tzw. instrukcje poselskie, a zatem wskazywały, jak ma poseł głosować. Z rzadka posłowie otrzymywali tzw. zupełną moc (plena potestas), czyli wolny mandat, częściej zaś byli wiązani pełnomocnictwem ograniczonym (limita potestas). Ze sprawowania swojego mandatu posłowie byli rozliczani przez tzw. sejmik relacyjny i zdarzało się, że poseł musiał ratować się ucieczką przed rozwścieczonymi jego postawą na Sejmie wyborcami.

Poseł zatem nie wykonywał jak dziś, wolnego mandatu i nie mógł głosować zgodnie z własnym sumieniem, lecz w rzeczywistości był pełnomocnikiem swoich wyborców. Paradoksalnie współcześnie Paweł Kukiz zawsze podkreśla wierność obietnicom, jakie złożył swoim wyborcom i swoją względem nich służebność.

Dojście do władzy oligarchii magnackiej w połowie XVII w., a w konsekwencji policentryzacja, czyli rozproszenie realnej władzy pomiędzy wielkie rody magnackie zapoczątkowało proces kryzysu polskiego sejmu jak i powolnego rozkładu państwa. Magnateria coraz śmielej występowała przeciw planom królewskim, używając do tego mas szlacheckich. Było to o tyle łatwiejsze, że magnaci, dzierżąc godności senatorskie, jednocześnie aktywnie uczestniczyli w sejmikach elekcyjnych, wpływając tym na wybór posłów. Było to możliwe wobec powszechnie przyjętej fikcji równości wewnętrznej stanu szlacheckiego.

Oligarchia mogła więc swobodnie kształtować skład izby poselskiej, tworząc całe grupy zależnych od siebie posłów, nazywanych złośliwie klamkowymi, bo wiszącymi „u klamki". W XVIII w. stronnictwa polityczne magnaterii, jak Familia Czartoryskich czy Kamaryla saska, miały w sejmie swoje regularne przedstawicielstwa, co prowadziło do paraliżu państwa, również poprzez nadużywanie instytucji liberum veto. Zjawisko korupcji politycznej było powszechne wobec sprzedawalności urzędów, i to zarówno ministerialnych,ak i ziemskich, lokalnych. Sprawowanie urzędów w dawnej Polsce było bowiem nieodpłatne. Sprzedawał zatem chętnym król, sprzedawała królowa i najwyżsi dostojnicy państwowi, sprzedawali wreszcie dzierżyciele tychże. Wszystko oczywiście dla dobra Rzeczpospolitej!

Na pensji cara i inne metody

Sytuację taką musiały wykorzystać mocarstwa ościenne, które od czasów panowania Jana Kazimierza zaczęły sobie kupować najpierw najwyższych dostojników państwowych, potem zaś, zwłaszcza w okresie elekcji królewskich, nawet posłów. Metody zyskiwania wpływu na sprawy polskie były różne: kosztowne prezenty, duże kwoty płatne jednorazowo, a nawet propozycję spłaty długów. Do perfekcji system korumpowania doprowadziła jednak Rosja, która stworzyła w latach 60. XVIII w. tzw. jurgielt (od niem. Jahrgeld). Były to, wypłacane przez ambasadę rosyjską polskim politykom, regularne pensje ze skarbu cesarstwa. Polityków takich nazywano jurgieltnikami i uważano za zdrajców. Kilku, jak hetmani Ożarowski czy Zabiełło, zapłacili za to głowami podczas insurekcji kościuszkowskiej.

Wydaje się, że na tym tle postępowanie Pawła Kukiza, owszem, budzące niesmak i krytykowane, nabiera trochę innego wymiaru. Jeśli Kukiz, który nigdy nie ukrywał swego stosunku do obecnego ustroju, miał być dla wielu krytyków przykładem sejmowego pieniacza, anarchizującego obrady, to rzeczywiście porównanie do posła czasów saskich jest uprawnione. Ale porównanie do sprzedajnego jurgieltnika jest i krzywdzące i nieprawdziwe.

Autor jest dr. hab. prof. UAM, w zakładzie badań nad ustrojem państwa Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Granice wolności słowa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Nic się nie stało
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Młodszy asystent, czyli kto?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzecz o prawie
Jakub Sewerynik: Wybory polityczne i religijne