Program, który ruszył w czerwcu 2011 r. to flagowe przedsięwzięcie premiera Davida Camerona i jego partii konserwatywnej. Był on koordynowane zarówno przez sektor państwowy, prywatny jak i ochotników. Jego celem było zwiększenie liczby pracujących i zmniejszenie ilości wydawanych zasiłków. Sposobem na to miało być zaangażowanie w walkę z bezrobociem prywatnych firm.
W ciągu pierwszych 12 miesięcy funkcjonowania programu 18,3 tys. osób utrzymało pracę przez przynajmniej 6 miesięcy (lub 3 miesiące w najtrudniejszych przypadkach). Przy 785 tys. osób biorących udział w przedsięwzięciu daje to zaledwie 2,3 proc. przypadków zakończonych sukcesem.
Dane z ostatnich 14 miesięcy pokazują, że żadna z instytucji koordynująca program nie wykazała się minimalną stopą 5,5 proc. skuteczności, która została ustalona na początku jego działalności. Abstrakcyjnie przy tym wygląda wymagana skuteczność w drugim i trzecim roku działania programu. Wynosi ona odpowiednio 27,5 proc. i 33 proc.
Lider opozycji Ed Miliband nazwał program sromotną porażką. Jego zdaniem lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby rząd wypłacał zasiłki bezrobotnym w zamian za podejmowane przez nich szkolenia. - Wydatki socjalne rosną, a nie spadają. Dzieje się tak nie dlatego, że rząd jest zbyt hojny, ale dlatego, że jego programy nie działają - powiedział Miliband.
Mark Hoban, minister pracy, rozesłał niektórym instytucjom wspierającym program list, aby poprawiły swoją skuteczność. Resort zamierza monitorować ich postępy. Ocenia się, że całe przedsięwzięcie może kosztować nawet 5 mld funtów. Instytucje, które pomogły znaleźć pracę danej osobie i utrzyma ona posadę przez przynajmniej 6 miesięcy, od jednego takiego przypadku mogą zarobić 3,7 tys.-13,7 tys. funtów.