Niemiecki patent na fachowców

Niemcy wypracowali jeden z najlepszych systemów kształcenia zawodowego na świecie, ale i tak mają problem. Bo młodzi często wolą studia.

Aktualizacja: 19.07.2017 08:06 Publikacja: 18.07.2017 20:19

Niemiecki patent na fachowców

Foto: Bloomberg

– Bez uczniów musiałbym zwiększyć liczbę pracowników o 20 proc., co zdecydowanie podwyższyłoby nasze koszty. Doświadczonym fachowcom trzeba zapłacić trzy-, czterokrotnie więcej niż uczniom, którzy w pierwszym roku nauki zarabiają 600 euro miesięcznie – twierdzi Stephan Donges, kierownik kształcenia zawodowego w popularnej berlińskiej restauracji „das pfeffer", która przygotowuje do pracy w pięciu zawodach, w tym kucharza, kelnera i barmana.

Restauracja należy do spółki, która działa w branży gastronomiczno-hotelarskiej i na ponad 800 pracowników kształci ok. 150 uczniów. W systemie dualnym, co oznacza, że dwie trzecie czasu nauki (zwykle przekłada się to na 3–4 dni w tygodniu) uczniowie pracują w zakładzie, z którym mają podpisaną umowę, a resztę czasu spędzają w szkole. – Przygotowujemy sobie pracowników dopasowanych do naszych potrzeb i do zespołu – dodaje Donges.

Lata dualnej praktyki

Wprowadzony w Niemczech pod koniec lat 60. XX wieku dualny system kształcenia zawodowego, łączący szkoły z pracodawcami (w 1969 r. ustawowo uregulowano prawa i obowiązki uczniów oraz zakładów pracy), jest od lat podstawą przygotowywania kadr dla niemieckiego przemysłu, budownictwa czy handlu. (Obowiązek kształcenia zawodowego wprowadzono tam już pod koniec lat 30. XX wieku).

Jest też punktem odniesienia dla wielu państw, które – jak ostatnio Polska – na poważnie zabrały się do reformy szkolnictwa zawodowego. Niemcy chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. Otwarcie też mówią o korzyściach i wyzwaniach związanych z dualnym systemem kształcenia fachowców, o czym mogli się przekonać przedstawiciele polskiego Ministerstwa Edukacji Narodowej, firm i szkół zawodowych podczas lipcowej wizyty studyjnej na zaproszenie MSZ Niemiec. Korzyści z dualnej edukacji widać też w statystykach; zarówno tych dotyczących niemieckiego przemysłu i eksportu, jak również rynku pracy.

Inwestycja pracodawcy

Bezrobocie wśród młodzieży, które w 28 krajach Unii Europejskiej wynosi 17 proc., w Niemczech nie przekracza 7 proc. Pracodawcy za Odrą rzadziej też narzekają na niedopasowanie absolwentów szkół do ich potrzeb.

Trudno byłoby im zresztą narzekać, skoro sami są za to dopasowanie odpowiedzialni. Wspólnie ze szkołami zawodowymi kształcą fachowców w ok. 330 zawodach – według programów na bieżąco dopasowywanych do potrzeb konkretnych branż i z udziałem doświadczonych pracowników (instruktorów) z firm, którzy zasiadają też w komisjach egzaminacyjnych.

O tym, jak poważnie Niemcy podchodzą do przygotowania swoich fachowców, świadczy jednolity, ramowy program kształcenia realizowany przez szkoły zawodowe i firmy w całym kraju. Wyznacza standard, którego nie ma np. w średnich szkołach ogólnokształcących kończących się maturą.

– Nauka zawodu w 70–80 proc. odbywa się w praktycznych warunkach zakładu pracy – podkreśla Yorck Sievers ze Zrzeszenia Niemieckich Izb Przemysłowo-Handlowych (DIHK). To właśnie Izby Przemysłowo-Handlowe już od połowy lat 50. XX wieku odpowiadają za kształcenie zawodowe w Niemczech. Izby, przynależność do których jest dla niemieckich firm obowiązkowa, dbają o odpowiednią jakość nauki w zakładach pracy i organizują egzaminy zawodowe. Na bieżąco oceniają też, czy kształcenie w danym zawodzie odpowiada potrzebom rynku pracy i pracodawców.

Tym bardziej że – jak przyznaje Henk van Liempt z Federalnego Ministerstwa Edukacji i Badań Naukowych – to firmy ponoszą trzy czwarte kosztów kształcenia zawodowego w Niemczech – kosztów idących w dziesiątki miliardów euro rocznie. Według danych DIHK pracodawcy inwestują w kształcenie zawodowe ponad 25 mld euro rocznie. Znacząca część tej kwoty to wynagrodzenia uczniów (ich średnia płaca wynosi 832 euro miesięcznie). Budżet dokłada 8 mld euro.

Uczeń przynosi dochód

Jak jednak zaznacza Yorck Sievers, koszty netto pracodawców są znacznie niższe – wynoszą tylko 7 mld euro rocznie, gdyż uczniowie mają swój udział w wypracowaniu dochodów firmy, zwłaszcza w ostatnim roku nauki, która w zależności od branży i zawodu, trwa 2–3,5 roku. Ci kończący naukę nierzadko są równie efektywni jak pozostali pracownicy. Za to tańsi.

To sprawia, że niemieckich firm nie trzeba specjalnie zachęcać do udziału w systemie dualnego kształcenia. Według DIHK, przyszli fachowcy mogą się uczyć w ok. 500 tys. zakładów, które w sumie oferują ok. 1,5 mln miejsc. Niezbyt dużo jak na 3,6 mln firm należących do Izb Przemysłowo-Handlowych. Tłumaczą to dane resortu edukacji; w dualnym systemie kształcenia uczestniczy 90 proc. dużych i 80 proc. średnich przedsiębiorstw, ale tylko 10 proc. z najliczniejszej grupy małych firm. Jak wyjaśnia Yorck Sievers, nie wszyscy pracodawcy, zwłaszcza ci najmniejsi, są w stanie zapewnić odpowiednią jakość kształcenia.

Zaangażowanie firm nie jest jednak największym wyzwaniem dla systemu dualnego kształcenia zawodowego w Niemczech. Jest nim kurczący się zasób chętnych do praktycznej nauki zawodu, którą wybiera co drugi z uczniów.

Przekonać rodziców

– Nie sprzyja nam demografia – przyznaje Lena Behmenburg z Federalnego Zrzeszenia Niemieckich Związków Pracodawców (BdA), przypominając, że w latach 2003–2016 liczba absolwentów szkół spadła w Niemczech o 13 proc. W dodatku coraz więcej młodych ludzi decyduje się na studia. O ile w latach 60. XX wieku maturę zdawało 10 proc. uczniów, o tyle teraz już 60 proc. Według danych BdA, w ubiegłym roku 43 tys. miejsc nauki zawodu zostało nieobsadzonych, głównie w zawodach rzemieślniczych.

– Chociaż bardzo potrzebujemy fachowców, to mamy coraz mniej chętnych do nauki zawodu – ubolewa Yorck Sievers z DIHK, dodając, że Izby Przemysłowo-Handlowe coraz mocniej angażują się w przekonywanie młodych ludzi do wyboru nauki zawodu.

W jej promocję włączone są też szkoły. Kerstin Reinhardt, dyrektorka szkoły średniej we Frankfurcie nad Odrą, podkreśla, że już od ósmej klasy uczniowie zaczynają praktyki w zakładach. Najpierw przez dwa tygodnie poznają różne branże, a w IX i X klasie mają praktyki u któregoś z firmowych partnerów szkoły.

Szkoła organizuje też spotkania z rodzicami, przedstawiając im możliwości rozwoju zawodowego dzieci. Dyr. Reinhardt przyznaje, że przekonanie rodziców do wyboru nauki zawodu jest równie ważne, a często trudniejsze, niż przekonanie dzieci.

– Bez uczniów musiałbym zwiększyć liczbę pracowników o 20 proc., co zdecydowanie podwyższyłoby nasze koszty. Doświadczonym fachowcom trzeba zapłacić trzy-, czterokrotnie więcej niż uczniom, którzy w pierwszym roku nauki zarabiają 600 euro miesięcznie – twierdzi Stephan Donges, kierownik kształcenia zawodowego w popularnej berlińskiej restauracji „das pfeffer", która przygotowuje do pracy w pięciu zawodach, w tym kucharza, kelnera i barmana.

Restauracja należy do spółki, która działa w branży gastronomiczno-hotelarskiej i na ponad 800 pracowników kształci ok. 150 uczniów. W systemie dualnym, co oznacza, że dwie trzecie czasu nauki (zwykle przekłada się to na 3–4 dni w tygodniu) uczniowie pracują w zakładzie, z którym mają podpisaną umowę, a resztę czasu spędzają w szkole. – Przygotowujemy sobie pracowników dopasowanych do naszych potrzeb i do zespołu – dodaje Donges.

Pozostało 86% artykułu
Rynek pracy
Kogo szukają pracodawcy? Rośnie liczba wolnych miejsc pracy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rynek pracy
Coraz więcej niepracujących przypada na pracujących. W tych regionach jest najgorzej
Rynek pracy
Coraz więcej pracujących cudzoziemców. Najwięcej jest ich na Mazowszu
Rynek pracy
Listopadowe dane z rynku pracy w USA nieco lepsze od prognoz
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rynek pracy
Czy strategia migracyjna zatrzyma boom w budownictwie