Dopiero za miesiąc, wraz z publikacją przez spółki wyników sprzedaży mieszkań za I kwartał, zobaczymy skalę schłodzenia rynku. Już styczniowe dane GUS pokazały ostre hamowanie odpalanych projektów w skali kraju (liczba mieszkań poszła w dół o 40 proc. rok do roku i miesiąc do miesiąca) – to skutek m.in. rosnących stóp, spadku zdolności kredytowej klientów i obaw o rozwój sytuacji w Ukrainie, co w ostatnich dniach się zmaterializowało. Rosyjska agresja to presja na popyt, jak i na podaż: z placów budów wyjeżdżają Ukraińcy, ceny surowców szaleją.
Jakie nastroje panują wśród deweloperów? Oto wyniki naszej sondy, choć nie wszystkie firmy chciały się podzielić informacjami na gorąco.
Nastrój wyczekiwania
– W pierwszych dniach po inwazji była panika: odwoływane akty notarialne, pytania o warunki odstąpienia od umów. Od początku marca widzimy jednak stopniową normalizację. Jest oczywiście wyraźny spadek klientów kredytowych, za to przybywa osób kupujących mieszkania jako lokatę kapitału, „bo teraz to dopiero wszystko zdrożeje” – słyszymy od przedstawiciela jednego dewelopera.
– Sytuacja wygląda trochę jak po ogłoszeniu lockdownu w marcu 2020 r. Jest wyczekiwanie, co się stanie, w jakim kierunku pójdzie konflikt w Ukrainie. Wydaje się, że przed nami spokojny II kwartał ze sprzedażą podobną rok do roku – mówi inny menedżer.
– Jest tak, jak na początku pandemii: ludzie są, oglądają ofertę, ale nie podejmują decyzji – relacjonuje kolejny.