Po wybuchu w 1995 r. kryzysu, znanego jako tequila crisis, który pogrążył Meksyk w głębokiej recesji, kraj ten po pomoc zwrócił się do sąsiada z północy – USA. Kiedy dwa lata później w 1997 r. gospodarki Azji Południowo-Wschodniej znalazły się na krawędzi katastrofy, to właśnie USA wraz z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) bardzo szybko udzieliły Tajlandii, Indonezji i Korei Południowej pomocy finansowej. Wówczas, podobnie zresztą jak w całej historii gospodarczej świata po II wojnie światowej, USA były głównym strażnikiem światowego ładu gospodarczego. Tygodnik „Time" nazwał to Komitetem Ratowania Świata, dając na okładce pod koniec lat 90. zdjęcia trzech strażników: szefa Fed Alana Greenspana, sekretarza skarbu Boba Rubina i jego zastępcy Larry'ego Summersa.
Strażak podpalaczem
20 lat później Ameryka pod rządami Donalda Trumpa przekształciła się z globalnego strażaka w podpalacza światowych finansów. Formułowane na Twitterze groźby Trumpa podwojenia ceł karnych na pochodzące z Turcji stal i aluminium pogrążyły turecką walutę i wywołały głęboki kryzys walutowy. Turcja jest pierwszym krajem, który na własnej skórze poczuł, jak może boleć upadek z trampoliny rynków finansowych na ziemię bez amerykańskiej siatki ochronnej. Zaufanie rynków do USA zostało poważnie naruszone, dlatego reakcja poszokowa po kryzysie tureckim dotyka teraz innych rynków rozwijających się.
Po wywołaniu wojny handlowej Trump odkrył najwyraźniej narzędzia wojny finansowej do osiągnięcia swoich nacjonalistycznych celów. Finansowe działania wojenne (financial warfare) stosowane były przez poprzednich prezydentów USA wobec zagranicznych przeciwników. Sankcje finansowe przeciwko Korei Północnej, Rosji czy Iranowi ogłaszali zarówno Obama, jak i Bush, ale obecna sytuacja jest inna.
Trump działa w polityce zagranicznej w pojedynkę, nawet nie próbuje zyskać sojuszników dla swoich działań. I co gorsza, absolutnie świadomie ryzykuje zainfekowanie światowego systemu finansowego. Wielu może nawet cieszyć, że w ten sposób turecki sułtan został skarcony bezwzględną logiką inwestorów finansowych, którzy jednocześnie jasno pokazali mu granice szaleństwa, woluntaryzmu ekonomicznego i braku respektu dla reguł gospodarki rynkowej.
Ale czy rzeczywiście rynki finansowe są dzisiaj na tyle silne, by sprowadzić na ziemię ekonomicznego rozsądku nawet takich samowielbiących się autokratów jak prezydent Turcji? I czy również na tyle mądre, by zapewnić stabilność globalnemu finansowemu domkowi z kart? Odpowiedź musi być negatywna. Światowy kryzys finansowy, którego 10. rocznicę mieliśmy niedawno, zniszczył na wiele lat wiarę w zdolność rynków do samonaprawy.