W kuluarach sobotniej konwencji Porozumienia prof. Wojciech Maksymowicz, neurochirurg i były minister zdrowia, był niekwestionowanym bohaterem. W polityce tak rzadko zdarza się szansa na otwarte poparcie dla bezkompromisowej postawy i stanięcie po stronie osoby niesłusznie oskarżonej, że politycy partii Jarosława Gowina, a także on sam, chętnie i z pełnym przekonaniem z tej możliwości skorzystali. Bo też cała historia oskarżeń o nieetyczne eksperymenty na żywych płodach jest tak skonstruowana, że właściwie nie pozostawia członkom Porozumienia wyboru: muszą bronić swojego posła i muszą wyciągnąć wnioski z jego słów: – Kategorycznie limit mojej skłonności do kompromisu się skończył – które wypowiedział, odchodząc z klubu PiS.
W tym samym momencie na jednym z olsztyńskich portali związanych z Prawem i Sprawiedliwością zamieszczono materiał dotyczący sprawy prof. Maksymowicza oraz – obok – artykuł zatytułowany „Eksperymenty medyczne doktora", poświęcony eksperymentom na ciężarnych kobietach wykonywanym w Auschwitz przez niemieckiego zbrodniarza wojennego Josefa Mengele.
Była to zapewne mało subtelna zemsta na profesorze za to, że to on na mocy decyzji Jarosława Kaczyńskiego został lokomotywą olsztyńskiej listy PiS. Trudno się jednak spodziewać, by ktokolwiek mógł przejść obok takich metod obojętnie. Wojciech Maksymowicz sprawę przeżywa osobiście. I mówi o swoim odejściu z klubu PiS w wywiadzie dla TVN24Go: – To wszystko poszło zupełnie w inną stronę. Więc tak, czuję się wolny, bo nie muszę już tego firmować.
A ludzie, którzy czują się wolni, jak wiadomo, każdej władzy sprawiają kłopoty. Tym bardziej że ten atak, nagłośniony przez rzecznika Ministerstwa Zdrowia, w oczywisty sposób jest pokłosiem krytycznych uwag Maksymowicza wobec ministra Adama Niedzielskiego i całej antypandemicznej polityki rządu. A trudno o lepszego w tej sprawie fachowca niż były minister, neurochirurg, a do tego – obecnie – poseł pracujący zawodowo po odejściu z resortu na oddziale covidowym w Olsztynie.
Są więc co najmniej dwa powody, dla których władza powinna wcześniej przemyśleć pomysł kompromitowania profesora doniesieniem (wyglądającym na kompletnie wyssane z palca) jednego z najradykalniejszych działaczy pro-life, który nawet we własnym środowisku nie znajduje wsparcia. Pierwszy jest polityczny – odejście Maksymowicza to o jeden głos mniej dla Zjednoczonej Prawicy, a wiadomo, że na jednym się nie skończy. Być może właśnie w sobotę rozpoczął się proces ostatecznego rozstania Porozumienia z PiS, co oznacza w konsekwencji utratę władzy.