Na temat historii można prezentować wiele mniej lub bardziej uzasadnionych poglądów. Ale to nie dowód, że wszystko jest dozwolone – istnieją bowiem twarde wymogi naukowego warsztatu.
W recenzji-polemice „Histeria zamiast lektury” („Rz”, 2.04.2009) Sławomir Cenckiewicz broni książki Pawła Zyzaka na temat Lecha Wałęsy. Przyznaje, że może zawiera ona wiele błędów i pod wieloma względami wypada blado, to jednak jest „interesującą próbą pierwszej biografii opartej na szerokiej kwerendzie i bogatej literaturze przedmiotu”. To prawda, ale w innych oczywistych sprawach najwyraźniej mój kolega błądzi. A już zupełnie niepotrzebne było pisanie en bloc, że krytycy Pawła Zyzaka jego książki „nie czytali (za gruba), ale komentują”.
[srodtytul]Weryfikował czy nie [/srodtytul]
Sporo miejsca Cenckiewicz poświęca obronie oral history jako metody badawczej. Chyba niepotrzebnie, bo nikt poważny jej nie dyskredytował. Zastrzeżenia dotyczyły przede wszystkim tego, że opierając się na relacjach, autor często nie podejmował należytych działań, by ich treść poddać krytyce i weryfikować.
Innego zdania jest Cenckiewicz, pisząc, że „tam, gdzie było to możliwe, Zyzak starał się potwierdzić te informacje w dokumentach”. Sęk w tym, że nie zawsze się starał, a więc podobne twierdzenie nie jest prawdziwe. Przykładów można podać wiele, ale najbardziej spektakularny dotyczy rzekomego nieślubnego dziecka młodego Wałęsy.