Bo choć niektórzy obserwatorzy, jak np. bliski PO konsultant polityczny Maciej Grabowski (w dyskusji na komunikatorze Twitter), zwracają uwagę na to, że zniesienie powszechnych wyborów prezydenta może się opłacić również PiS (który uniknąłby w ten sposób prawdopodobnej porażki Lecha Kaczyńskiego), to zarazem oczywiste jest, iż Prawo i Sprawiedliwość do tych sugestii zastosować się nie może. Bo po pierwsze właśnie byłoby to przyjęte jako przyznanie, że obecny prezydent nie ma szans. A po drugie, bo PiS wielokrotnie deklarował się jako zwolennik ustroju nie mniej, tylko bardziej prezydenckiego niż obecny.
A bez PiS zmiana konstytucji wymagałaby – dosłownie! – głosów wszystkich niepisowskich posłów. Nie tylko PSL i nie tylko Lewicy, ale też wszystkich małych kół poselskich i wszystkich posłów niezrzeszonych. A nawet gdyby ta sztuka udała się Platformie, to zostaje jeszcze konstytucyjna konieczność ogłoszenia referendum w tej sprawie, jeśli zażyczyłby sobie tego m.in.prezydent, co w połączeniu z wymogiem odpowiedniego vacatio legis uniemożliwia wejście w życie zmian przed wyborami prezydenckimi.
Donald Tusk oczywiście wie o tym doskonale, narzuca się więc pytanie, dlaczego proponuje coś niewykonalnego?
Odpowiedź narzuca się sama. Jest to element tej samej strategii, której podporządkowana jest zdecydowana większość aktywności Platformy i rządu. Czyli strategii podsycania wojny z PiS. Wojny, na której PO propagandowo wygrywa i która w oczach większości wyborców jest podstawową legitymacją partii Tuska do rządzenia.
Choć fakt, że afera hazardowa nie wpłynęła negatywnie na sondażowe notowania PO wywołał triumfalistyczne nastroje wśród działaczy tej partii, premier wydaje się widzieć szerzej i dalej. Być może wyczuwa, że choć w ankietach po dawnemu PiS i Lech Kaczyński nie święcą triumfów (choć warto odnotować, że w „prezydenckim” sondażu SMG/KRC premier nieco spadł i wygrywa dopiero w drugiej turze, która do niedawna wcale nie była oczywista), to w społeczeństwie wzbiera chęć wyjścia poza paradygmat wyboru PiS – Kaczyński kontra PO – Tusk? Dobre wyniki Cimoszewicza mogą o tym świadczyć.
Być może szef rządu lepiej niż wszyscy obserwatorzy zdaje sobie sprawę, że w ciągu roku, pozostałego do wyborów prezydenckich, jego gabinet nie popisze się już niczym? I że w związku z tym wrażenie, iż rząd robi niewiele, stanie się powszechne, i zacznie zagrażać rządzącej partii oraz jej liderowi?